"Jak są głosowania, to muszę, ale jak nie muszę, to wolę nie przebywać na sali posiedzeń" - oznajmił lider PiS. Jednak to niejedyny powód, dla którego Kaczyński zrezygnował z udziału w czwartkowej debacie. "Kiedy zobaczyłem, że się minister Rostowski wybiera na mównicę, to nie miałem wątpliwości, że przede wszystkim będziemy mieli do czynienia z elementami niemerytorycznymi, a nawet być może impertynencjami. Nie widzę powodu, żebym miał tego słuchać" - powiedział Kaczyński.
>>> Przeczytaj, jak minister finansów zrugał prezesa PiS
W czwartek Jacek Rostowski, który jako pierwszy zauważył nieobecność prezesa PiS, ostro go zaatakował. "Jeżeli PiS chce być poważnym partnerem w walce z kryzysem, to nie może być tak, że teoretycznie potencjalny premier nie jest na takiej debacie" - mówił, niemal krzycząc, minister Rostowski.
To zaraz po tej wypowiedzi pojawiły się pierwsze tłumaczenia polityków PiS mówiące o "uczuleniu" Jarosława Kaczyńskiego na klimatyzację. "Takie debaty można oglądać również na monitorach w innym miejscu, niekoniecznie trzeba siedzieć na sali sejmowej, która jest klimatyzowana i wyjątkowo źle działa na osoby uczulone na różne substancje" - mówiła Grażyna Gęsicka.
Politycy PiS podkreślają, że nie ma w tym nic wyjątkowego, a specjalnie dla prezesa klimatyzacja była wyłączana nawet na niedawnym kongresie ich partii. "Pierwszego dnia panele odbywały się w jednym z krakowskich hoteli. Na panel piłkarski przyszło grubo ponad sto osób. Po przyjściu Jarosława Kaczyńskiego od razu wyłączono klimatyzacje. Zaduch się zrobił taki, że nie można było wytrzymać. Otoczenie prezesa nie zgodziło się jednak, by klimatyzację z powrotem włączyć" - opowiada nam jeden z posłów PiS.
Te tłumaczenie nie przekonują jednak polityków PO. "Pan Kaczyński powinien złożyć mandat, bo nie dorósł do bycia posłem. Powinien pojechać do Ciechocinka, spacerować i wdychać inhalacje" - skomentował w rozmowie z DZIENNIKIEM Stefan Niesiołowski.