"Przecież w demokracji nie wszystko musi się nam podobać. Zwracanie orderów to podważanie zasad państwa, o które walczyliśmy. Ja nie zamierzam oddawać prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu orderu. Nie wpadajmy w histerię" - mówi nam dawny opozycjonista Jan Rulewski. Otrzymał on z rąk prezydenta order w tym samym dniu co Ewa Milewicz.
>>> Milewicz z "GW" oddaje Kaczyńskiemu order
Gest publicystki "Gazety Wyborczej" nie znajduje u niego zrozumienia. "Przecież Ewa Milewicz wiedziała, od kogo przyjmuje order, więc mogła wówczas odmówić. Oczywiście można się bronić, że teraz sprawy zaszły za daleko, ale jej decyzja jest jak lustrzane odbicie polityki Kaczyńskiego: on reprezentuje czarne, a ona chce być za wszelką cenę biała" - podkreśla Rulewski.
Protest Ewy Milewicz
Ewa Milewicz zdecydowała się oddać order nadany jej przez Lecha Kaczyńskiego w sierpniu 2006 roku. To protest przeciwko odznaczeniu szefa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki.
>>> Frasyniuk też odda order Kaczyńskiemu?
"Nazwał pan ludzi z IPN odważnymi. Rozumiem, na czym polegała odwaga Lecha Wałęsy, który od 1970 r. próbował mówić uzbrojonej władzy nie. Rozumiem, na czym polegała odwaga Pana, Panie Prezydencie, kiedy Pan od lat 70. działał Pan w opozycji demokratycznej. Nie rozumiem jednak, na czym polega odwaga prezesa IPN i niektórych autorów Instytutu? Na wyciąganiu teczek i jednostronnym ich interpretowaniu? Na czym polega odwaga piętnowania przez IPN ludzi takich jak Lech Wałęsa, czyli osób, których władza w osobie Pana Prezydenta tak nie szanuje? Skoro Pan nazwał Lecha Wałęsę agentem, to jakiej odwagi wymagało powiedzenie tego przez IPN?" - pisze publicystka "GW"