Jeszcze kilka dni temu wszystko wskazywało na to, że Lech Kaczyński pojedzie do Pragi. Prezydent jest bowiem ogromie zaangażowany w tworzenie unijnej polityki zagranicznej - od miesięcy opowiada się m.in. za szybkim włączeniem Gruzji i Ukrainy zarówno do UE, jak i do NATO.

Reklama

>>> Tusk boi, że prezydent zdenerwuje Rosję

DZIENNIK dowiedział się, że powodem zmiany decyzji przez prezydenta jest to, że na szczycie nie będzie poruszona kwestia szukania nowych dostawców surowców energetycznych - ropy i gazu ziemnego - tak, by uniezależnić się od Rosji.

Kancelaria Prezydenta podała też, że Lech Kaczyński chciał uniknąć kolejnego "kompetencyjnego" sporu z rządem. "Chcąc uniknąć konfliktu ze stroną rządową, prezydent Lech Kaczyński postanowił pozostawić premierowi reprezentowanie Polski na posiedzeniu Rady Europejskiej w Pradze. Decyzja prezydenta nie zmienia jego opinii, że Partnerstwo Wschodnie może być wartościowym uzupełnieniem prowadzonej przez niego dotychczas polityki wschodniej, której strategicznym celem jest zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego" - podała Kancelaria.

Nie wykluczone, że na zmianę planów Lecha Kaczyńskiego wpłynęło również to, że od piątku w warszawskim Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc leży jego mama - Jadwiga. I codziennie ją odwiedza.

Jednak ostatnio pojawiły się spekulacje, że do Pragi może nie pojechać sam Donald Tusk, choć Partnerstwo Wschodnie to głównie owoc działań ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Dlaczego? Bo obawiał się, że może zająć twardsze od rządu stanowisko wobec Rosji i tym samym utrudnić przygotowywaną przez Tuska odwilż w stosunkach z Moskwą.

Czwartkowy szczyt w Pradze miał być spotkaniem przywódców 27 państw Unii z ich odpowiednikami z Ukrainy, Gruzji, Armenii, Białorusi, Azerbejdżanu i Mołdawii. Jednak, jak powiedział nam rzecznik czeskiego rządu Jirzi Potużnik, lista przywódców, którzy nie pojawią się w Pradze, wydłuża się. Nie będzie premierów Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii, podobnie jak prezydentów Białorusi i Mołdawii.