Krwawą bitwę z talibami stoczyli nasi żołnierze w Afganistanie. Polsko-afgańska grupa bojowa wpadła w zasadzkę w północno-zachodniej części prowincji Ghazni. Rannych jest czterech Polaków. Piąty zaginął w akcji.
Talibowie zaatakowali żołnierzy o godzinie ósmej miejscowego czasu. W Polsce była wówczas piąta trzydzieści. Polacy wchodzili w skład potężnej grupy bojowej. Według jednych źródeł na wysokim szczeblu w MON grupa liczyła blisko 100 afgańskich policjantów oraz afgańskich i polskich żołnierzy. Dowództwo Operacyjne mówi, że w jej skład wchodziło ponad 60 osób. Rozbieżne są także informacje na temat liczby Polaków biorących udział w tej akcji. Jeden z wojskowych mówi nam, że było ich 25. Dowództwo Operacyjne twierdzi, że tylko kilkunastu. Ruszyli pieszo w góry.
"Zostali ostrzelani. Pewnie zasadzka została przygotowana zawczasu" - mówi jeden z naszych rozmówców. Wojsko nie ujawnia, jakie Polacy i Afgańczycy mieli zadanie. Oficjalnie mówi się, że "mieli zademonstrować siłę" w dystrykcie Ajiristan.
>>>Polski żołnierz zaginiony, czterech rannych
Po ataku regularna wymiana ognia trwała co najmniej kilkadziesiąt minut. "Czterech polskich żołnierzy odniosło rany postrzałowe. Nie zagrażają one ich życiu. Żołnierzy ewakuowano do szpitala w Bagram" - mówi podpułkownik Dariusz Kacperczyk, rzecznik Dowództwa Operacyjnego. Całe zdarzenie, od chwili wyjazdu żołnierzy z bazy do momentu ewakuacji, trwało około sześciu godzin. "To chyba najsilniejsza wymiana ognia między naszymi żołnierzami a talibami od momentu naszego wejścia do Afganistanu. W ostatnich dniach aktywność talibów rzeczywiście wzrosła, ale spodziewaliśmy się tego" - powiedział w TVN24 szef MSZ Radosław Sikorski.
Jeden z żołnierzy jednak zaginął. Jak to możliwe? "Doszło do tego w trakcie wymiany ognia, kiedy kilkudziesięcioosobowy patrol był rozproszony w terenie" - mówi Kacperczyk.
Trwa akcja poszukiwawcza. Co mogło stać się żołnierzowi? "Mógł zostać zastrzelony i jego ciało zostało na miejscu walki, gdy reszta żołnierzy wycofywała się pod ostrzałem. Możliwe też, że został uprowadzony. Szukamy go" - mówi nam jeden z wysokich rangą wojskowych.
Jest jeszcze jedna możliwość: żołnierz gdzieś zbiegł i ukrył się. Do późnych godzin nocnych Dowództwo Operacyjne nie miało danych na temat jego losu. "Musimy trzymać kciuki za zaginionego" - apelował minister Sikorski.
>>>Szef MSZ o zaginionym: Trudno być optymistą
Według nieoficjalnych informacji, jakie udało nam się uzyskać, na miejscu zginęło też 8 afgańskich policjantów i żołnierzy, kolejnych 10 z nich jest rannych.
Jak ustaliliśmy, tę akcję zaplanował korpus afgański. Jest on szkolony przez polskich żołnierzy. "Można podejrzewać, że po stronie afgańskiej był przeciek i o planach poinformowano talibów" - mówi jeden z rozmówców DZIENNIKA.
Rodziny polskich żołnierzy dowiedziały się o afgańskim dramacie około godziny osiemnastej. O ataku prócz szefa MON i MSZ, zostali też powiadomieni premier Donald Tusk oraz szef BBN Aleksander Szczygło. Szef afgańskiego resortu obrony Abdul Rahim Wardak zapewnił polskiego ministra obrony Bogdana Klicha, że zrobi wszystko, aby odnaleźć zaginionego Polaka. Takie same zapewnienia w imieniu polskiego rządu złożył minister Sikorski. Minister Klich powołał specjalną grupę reagowania, wyłonioną z resortowego zespołu do spraw sytuacji szczególnych. Ma ona zająć się koordynowaniem działań wielu instytucji podczas poszukiwania Polaka.
>>>Jak Polacy czyścili Ghazni z talibów
Sikorski przyznał, że misja w Afganistanie jest bardzo trudna, ale jest bardzo potrzebna. Jeśli zaczęłaby się teraz rozpadać, NATO straciłoby wiarygodność.
Najprawdopodobniej czworo Polaków, którzy odnieśli obrażenia, to żołnierze 25. Brygady Kawalerii Powietrznej w Tomaszowie Mazowieckim.