Sejm rozszerzył skład komisji dopiero w drugim głosowaniu, bo pierwsze opozycja zbojkotowała i zabrakło dostatecznej liczby posłów. Powstała największa komisja sejmowa - będzie liczyć 61 osób. Jeszcze przed wyborami samorządowymi przyjmie nową ustawę. Umożliwi w ten sposób blokowanie list i wspólny start koalicji PiS, Samoobrony i LPR.

Opozycja jest wściekła. Posłanka PO, Iwona Śledzińska-Katarasińska, po głosowaniu powiedziała, że po raz pierwszy spotyka się z sytuacją, że "głosujemy tak długo, jak to odpowiada panu marszałkowi i koalicji rządzącej". "Chcę zapytać pana marszałka, czy pan kiedykolwiek widział marszałka, który tak prowadzi obrady" - powiedziała. PiS uznał to za "bezprzykładny atak na marszałka".

Anita Błochowiak z SLD złożyła wniosek o powtórkę głosowania, bo - jej zdaniem - może być nieważne. Chodzi o to, że opozycja nie mogła, jak zazwyczaj, zgłosić zastrzeżeń do projektu przed głosowaniem.

Wcześniej opozycja zaciekle walczyła, żeby w ogóle dzisiaj nad tym nie głosować. Sejm zdecydował, że zajmie się rozszerzeniem komisji dopiero w trzecim głosowaniu. Posłowie opozycji za wszelką cenę nie chcieli do tego dopuścić i blokowali głosowanie. Dwa razy wyszli z sali obrad.

"Opozycja nie chce się zachowywać w sposób parlamentarny" - mówił zirytowany marszałek Marek Jurek. Opozycja odpierała zarzuty, twierdząc, że to koalicja powinna się starać o głosy, a nie opozycja. "Czegoś takiego jeszcze w Sejmie nie było" - oburzał się marszałek.

"Posłowie koalicji widocznie lubią spać, jeśli chcą przespać ważne dla nich głosowania, to ich sprawa" - mówił Bronisław Komorowski z PO. Ale koalicji w końcu udało się przeforsować swoje zdanie. W zeszłym tygodniu komisja, głosami opozycji, wstrzymała prace nad nową ordynacją.