Proces Krawczyka był ostatnią sprawą, jaką zajmował się sąd lustracyjny. Jutro wchodzi w życie nowa ustawa lustracyjna, która likwiduje tę instytucję i sprawy lustracyjne oddaje w ręce sądów powszechnych.

W procesie Krawczyka zeznawał m.in. Andrzej Friszke, który zna Krawczyka od lat 70. Wspominał rozmowy, jakie odbył z byłym prezydenckim ministrem w 1982 roku. "Andrzej Krawczyk opowiedział mi roztrzęsiony, jak go zatrzymano i szantażowano; pytał, co ma zrobić" - opowiadał Friszke. Dodał, że pierwszy raz spotkał się z taką sytuacją.

Świadkowie potwierdzili przed sądem zapewnienia Krawczyka, że mimo iż podpisał zobowiązanie, nie podjął współpracy z wojskową służbą specjalną PRL. A o wszystkim poinformował swoich współpracowników z opozycji.

Do sądu dotarły także akta tajnego współpracownika kontrwywiadu wojskowego "Krzysztof", którym miał być właśnie Krawczyk. Wynika z nich, że współpraca została formalnie zakończona w październiku 1988 r. Według dokumentów, oficer kontrwywiadu chciał wyrejestrować TW "Krzysztofa", bo ten nie chciał obciążać ludzi opozycji, był nielojalny wobec służb, nieszczery, zrywał spotkania bez powodów.

Autolustracja Krawczyka miała związek z lutowymi doniesieniami mediów. Wyszło wtedy na jaw, że w czasie stanu wojennego Krawczyk podpisał zobowiązanie do współpracy z Wojskową Służbą Wewnętrzną. Sam prezydencki minister tłumaczył, że tak naprawdę współpracy nigdy nie podjął, a do podpisania dokumentu zmuszono go szantażem po aresztowaniu za kolportaż ulotek.

Krawczyk zapewniał, że kiedy tylko wyszedł na wolność, natychmiast oświadczył oficerowi WSW, że nie będzie współpracował. Przyznał też, że nie powiedział o sprawie prezydentowi Kaczyńskiemu, gdy ten zdecydował się zatrudnić go w swojej kancelarii. Sam prezydent ocenił niedawno, że jego zdaniem sprawa lustracyjna Krawczyka "jest dla niego wygrana".