Pierwsze materiały trafiły do śledczych dopiero w ubiegły piątek. Posłowie z komisji ds. służb specjalnych podejrzewają, że faktycznym powodem zwłoki może być zaginięcie części dokumentów.

Fakt otrzymania pierwszych materiałów źródłowych potwierdził DZIENNIKOWI w poniedziałek Naczelny Prokurator Wojskowy Tomasz Szałek: "Właśnie otrzymaliśmy dokumenty. Nie wiemy jeszcze dokładnie, czy są to materiały dotyczące wszystkich doniesień, czy jedynie ich część".

Problem w tym, że raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych został opublikowany w połowie lutego. Do dziś oskarżyciele nie byli w stanie prowadzić kilkunastu śledztw dotyczących przestępstw, których mieli się dopuszczać kolejni szefowie WSI i podlegli im żołnierze.

"Doniesienia Antoniego Macierewicza nie zawierały w załącznikach dokumentów, na podstawie których formułował oskarżenia. Dla nas prokuratorów miały więc wartość publicystyki. Bez dokumentów źródłowych nie możemy ocenić, czy faktycznie dochodziło do tych przestępstw" - przyznaje jeden z prokuratorów zaangażowanych w śledztwa.

Tymczasem doniesienia Antoniego Macierewicza są naprawdę poważne. Najgłośniejsze dotyczą m.in.: celowych zaniechań tropienia rosyjskich szpiegów, nielegalnego przejmowania majątku państwa i osób prywatnych przez wywiadowców WSI czy nielegalnego handlu bronią z terrorystami arabskimi.

"Dopiero teraz sprawy mogą ruszyć z miejsca. Jeśli dotarły do nas wszystkie dokumenty, w co wątpimy. Trzy miesiące zostały zmarnowane" - przyznaje jeden z naszych rozmówców z prokuratury.

Podobnie sceptyczni są posłowie z sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Od kilku członków komisji usłyszeliśmy, że materiały mogły ministrowi Macierewiczowi... zginąć.

Reklama

"Rozmawialiśmy o tym na tajnym posiedzeniu komisji. Docierają do nas poważne sygnały, że wraz z fizyczną likwidacją twardych dysków komputerów WSI zniszczono ważne materiały. Inne miały poginąć w chaosie między komisjami: likwidacyjną i weryfikacyjną. Nie wiadomo, jak krążyły tajne dokumenty" - przyznaje jeden z naszych rozmówców.

Szef komisji Paweł Graś (PO) przyznaje jedynie, że problem znikającej dokumentacji WSI będzie jeszcze w tym tygodniu badany przez komisję. "Koronnym dowodem na to, że istnieje problem z dokumentacją WSI, jest oficjalna informacja Najwyższej Izby Kontroli. Niezależna instytucja wykryła kuriozalną, wręcz nieprawdopodobną sprawę zniknięcia dokumentacji finansowej z okresu likwidowania WSI. Czyli nie wiadomo, w jaki sposób wydano 133 miliony złotych" - oburza się poseł.

Komisja już tydzień temu poinformowała o tym fakcie prokuraturę. "Wychodzi na to, że komisja Antoniego Macierewicza nie znalazła nic poważnego, za to zgubiła to, co najistotniejsze. Byłem jedynym likwidatorem majątku byłej PZPR, który wygrał sprawy w sądzie. Zdaję sobie sprawę, jak ważne są kwity finansowe" - mówi DZIENNIKOWI Marek Biernacki (PO).

Jednak brak dokumentów jest również przeszkodą dla tych wszystkich, którzy uważają, że zostali poszkodowani przez wymienienie ich nazwisk w raporcie z likwidacji WSI. W takiej sytuacji jest pułkownik Krzysztof Polkowski, były szef Centrum Informacyjno-Łącznościowego. Według likwidatora miał mieć związek z ustawianiem wartych miliony przetargów na sprzęt szyfrujący.

"Natychmiast złożyłem doniesienie do prokuratury. Właśnie usłyszałem od prokuratora, że nic nie może zrobić w mojej sprawie, bo wciąż nie ma materiałów z Komisji Likwidacyjnej i Weryfikacyjnej. Cały czas chodzę z piętnem przekręciarza" - mówi pułkownik Krzysztof Polkowski.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że identyczny problem ma także telewizja Polsat oraz jej szefowie. W swoim raporcie likwidator napisał o agenturalnej przeszłości szefa Polsatu Zygmunta Solorza i współzałożyciela tej telewizji Piotra Nurowskiego. Zdaniem prawników Polsatu minister tym samym "przekroczył swoje uprawnienia, umieszczając bezpodstawnie w raporcie informacje, które działają na szkodę interesu telewizji Polsat SA".

Prokuratura rozpoczęła postępowanie: Solorz i Nurowski zostali przesłuchani, ale sprawa nie ruszyła dalej. Ze źródeł zbliżonych do prokuratury dowiedzieliśmy się, że śledztwo utknęło bo - dokładnie jak w innych przypadkach - Antoni Macierewicz nie przekazał żadnych materiałów źródłowych, na podstawie których wysuwał oskarżenia wobec Solorza i Nurowskiego. Prokuratorzy nie ukrywali, że jest bardzo prawdopodobne, iż sprawę trzeba będzie umorzyć.

"Początek przekazywania nam materiałów to dobry sygnał. Jednak może się okazać, że większość doniesień skończy się klapą: serią umorzeń. Wtedy Pan Minister Macierewicz pójdzie z torbami, gdyż oprócz spraw karnych ma również procesy cywilne" - przyznaje wysoki rangą urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości.