Wieś Muntowo nad jeziorem Juksty, kilka kilometrów od Mrągowa. Niewielka, ale dobrze znana miejscowość. Mieszkańcy od lat żyją tu z turystów, wynajmując im kwatery. Przyjezdnych kusi piękna, spokojna okolica i bliskość mazurskiego kurortu - Mrągowa. No i dojazd świetny, bo wieś leży przy znanej wszystkim wypoczywającym nad polskimi jeziorami drodze krajowej łączącej Mrągowo z Giżyckiem.

35 hektarów w gminie Mrągowo

To właśnie m.in. w okolicy Muntowa leżeć mają działki, na których - według śledczych - chcieli zarobić Piotr R. i Andrzej K. Ile? Prawdopodobnie 3 mln zł. Taką właśnie kwotę wymienił wczoraj w TVN24 sam Andrzej Lepper. "Z tego, co wiem, chodzi o 35 hektarów ziemi rolnej w gminie Mrągowo" - mówił w programie "Kropka nad i" były już wicepremier.

Do działek przypisane są linie brzegowe jezior, m.in. Juksty. A to oznacza, że można zrobić tam prywatną przystań jachtową, pomost, kąpielisko. To atrakcyjne tereny i pod wille bogatych mieszkańców miast, którzy coraz częściej zjeżdżają nad mazurskie jeziora, i dla wielkich inwestorów. Nic dziwnego, że ziemia to tutaj towar, na którym zbić można majątek. Tym bardziej że grunty rolne są dość tanie.

W Muntowie w marcu została sprzedana działka rolna o powierzchni ponad 90 tys. mkw. - cena: 18 zł za metr kwadratowy. Jeśli ziemia, o której mówi się w aferze, kosztowałaby za metr tyle samo, jako działka rolna mogłaby zostać sprzedana za 6,3 mln zł. Po przekształceniu w budowlaną byłaby warta - według przybliżonych szacunków - ok. 18,9 mln zł, czyli trzykrotnie więcej. Przy tak zawrotnych kwotach 3 mln zł łapówki, o jakich mówił Lepper, wbrew pozorom nie wydaje się zbyt wygórowaną stawką. Zysk to prawie 10 mln zł.

Wójt nabrał wody w usta

Kto miałby zbić majątek na sprzedaży działek budowlanych w Muntowie? To tajemnica śledztwa. Na 35 ha, wokół których rozpętała się afera, składa się ponoć kilka nieruchomości, rozrzuconych wokół Muntowa. Niektóre z nich graniczą z okolicznymi jeziorami. Nie wiadomo, czy działki mają jednego, czy też kilku właścicieli.

Andrzej Lepper twierdzi, że wniosek o przekształcenie ziemi złożył wójt gminy Mrągowo. Ten ostatni zapewne wie, kto na ziemi z "jego" terenu chce zarobić miliony. Ale odmawia ujawnienia jakichkolwiek szczegółów. "Nie odpowiem na żadne pytania. Obowiązuje mnie tajemnica śledztwa, którym objęta jest ta sprawa" - wójt Mrągowa Jerzy Krasiński zwołał nadzwyczajną konferencję prasową, by oznajmić to dziennikarzom. "Śledztwo prowadzi CBA i do czasu zakończenia go nie mogę udzielić żadnych informacji" - dodał. Przyznał jednak, że 28 czerwca tego roku zawiadomił miejscową prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa ws. nieprawidłowości przy przekwalifikowaniu ziemi na terenie jego gminy.

Reklama

Eksperci są pewni: bez odrolnienia gruntów taka transakcja nie miałaby sensu. Właściciel nie jest w stanie na ziemi rolnej postawić nawet letniskowego domku, bo nikt nie wyda mu na niego pozwolenia. Poza tym tak wielkich obszarów raczej dla siebie się nie kupuje, ale po to, by na nich zarobić.

"Wystarczy po kupnie przekształcić grunty rolne np. w budowlane i od razu ich wartość wzrasta nawet trzykrotnie. Poza tym wielkie działki po kilkadziesiąt hektarów sprzedawane są taniej, przeliczając cenę na metr kwadratowy, niż małe. Czyli - im większą ziemię kupimy, tym więcej potem zarobimy" - tłumaczy dziennikowi.pl pośrednik w obrocie nieruchomościami z okolic Mrągowa. Prosi, żeby nie podawać jego nazwiska.

Chwalili się, że znają Leppera

Problem jedynie w tym, że przekształcanie trwa całymi latami. "Urząd wcale nie musi zgodzić się na odrolnienie ziemi, zwłaszcza wielkich połaci. Bez problemu można wydzielić z nich część pod własny dom, ale już z przekształceniem całego gruntu w budowlany, czyli zniszczenie krajobrazu, łatwo nie jest" - mówi nasz rozmówca.

Jak twierdzą śledczy - panowie R. i K. wpadli na pomysł zarobienia na znajomościach. Dzięki temu właściciel odrolnionych gruntów na Mazurach mógłby znacznie zwiększyć wartość tych ziemi. Według Centralnego Biura Antykorupcyjnego, R. i K. mieli się chwalić, że znają samego wicepremiera i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. A to najważniejszy w tym przypadku urząd, który może ostatecznie zdecydować o odrolnieniu ziemi.