Tygodnik dotarł do treści jednego z nagranych ukrytą kamerą filmów - dowodu w śledztwie. Wynika z niej, że Andrzej Kryszyński bardzo szczerze rozmawiał z podstawionymi przez Centralne Biuro Śledcze biznesmenami o odrolnieniu gruntów na Mazurach. Nie ukrywał, że pieniędzmi z łapówki podzieli się z Piotrem Rybą (drugim aresztowanym w tej sprawie) oraz z "pierwszym z Samoobrony". Potem, dopytywany, sprecyzował, że chodzi o "tego najważniejszego" - opowiada jeden z funkcjonariuszy CBA.

Dopiero wtedy Agencja zaczęła podejrzewać, że w korupcję zamieszany jest również ówczesny minister rolnictwa. Tym bardziej, że podczas następnego spotkania K. rzucił nazwiskiem Leppera.

"Stary, mam walizkę <faktury>"

Jednak nie udało się udowodnić, że część łapówki miała trafić do szefa Samoobrony. Dlaczego? Bo był przeciek. O tym, że cała sprawa jest prowokacją przygotowaną przez CBA, dowiedział się Piotr Ryba. Ale w tym samym czasie nieświadom niczego Andrzej K. spotykał się z podstawionymi biznesmenami w jednym z warszawskich hoteli. W podróżnej walizce przynieśli oni 3 miliony złotych, głównie w 50-złotowych banknotach.

Na nagranym ukrytą kamerą filmie widać, jak K. wchodzi do pokoju. W ręku trzyma dwie torby po laptopach. Jeden z podstawionych mężczyzn otwiera walizkę, a K. wydaje okrzyk zdumienia: "O k…a, nie wiedziałem, że będzie tego aż tyle!". I liczy pieniądze. Nagle dzwoni jego telefon. W słuchawce słychać głos Piotra Ryby.

"Stary, mam przed sobą walizkę <faktury>" - mówi K. Ale Ryba niespodziewanie rzuca, że to nie jego sprawa. Jego rozmówca jest zdziwiony, dopytuje, o co chodzi. Wtedy Ryba zmienia temat.

"Czy ty czasem z CBA nie jesteś?"

Reklama

"Coś nie tak z moim kontrahentem. Muszę się z nim spotkać" - mówi już mocno zdenerwowany Andrzej K. "A ty czasem z CBA nie jesteś?" - pyta jednego z podstawionych biznesmenów.

Cała sytuacja była zaskoczeniem dla agentów. Wiedząc, że K. ma pozwolenie na broń, obawiali się nawet strzelaniny. Andrzej K. wyszedł z hotelu i szybkim krokiem poszedł do budki telefonicznej przy ul. Wilczej w Warszawie. Stamtąd zadzwonił do Piotra Ryby, od którego dowiedział się, że to prowokacja. Gdy później podstawiony biznesmen dzwonił do niego z pytaniem, kiedy dostanie pieniądze, usłyszał w odpowiedzi, że to nie jego sprawa.