Robert Zieliński: Dlaczego to nie pan, jako Prokurator Krajowy, zatwierdzał operację specjalną CBA skierowaną przeciwko Andrzejowi Lepperowi?
Janusz Kaczmarek: Dziś mógłbym dorabiać sobie łatwo legendę. Ale prawda jest taka, że w kierownictwie prokuratury wymienialiśmy się po prostu takimi obowiązkami. Przypadek sprawił, że oceniał i zatwierdzał wniosek CBA mój ówczesny zastępca Jerzy Engelking. Nie było wtedy wśród kierownictwa prokuratury krajowej i ministerstwa dyskusji na ten temat.
Jaka byłaby pana decyzja? Czy zgodziłby się pan na rozpoczęcie operacji, w której funkcjonariusze CBA podrobili dziesiątki dokumentów i proponowali ogromnej wysokości łapówkę?
Odpowiedź na to pytanie przychodzi mi z trudem. Dziś wiem na tyle dużo, że nie zgodziłbym się na taką operację. Jestem przekonany, że funkcjonariusze CBA podżegali Piotra Rybę i Andrzeja Kryszyńskiego do popełnienia przestępstwa. Kusili ich coraz większą łapówką. Jako Prokurator Krajowy i minister nauczyłem się, że służby specjalne zachowują drażliwą wiedzę dla siebie. Nie w pełni informują prokuratorów o swoich zamiarach. Dlatego nie wiem, jaką wtedy podjąłbym decyzję.
Ale sporo pan wiedział o przygotowywanej prowokacji wobec Andrzeja Leppera. Mógł pan być źródłem przecieku.
Nie miałem pełnej wiedzy. Docierały do mnie szczątkowe informacje od oficerów służb specjalnych oraz z innych źródeł, o których nie będę publicznie mówił. Nie ja byłem jednak źródłem przecieku, zaręczam. Zdecydowanie większą wiedzę na ten temat mieli inni ministrowie rządu Jarosława Kaczyńskiego. Choćby sam minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. A on arbitralnie natychmiast wykluczył siebie z kręgu podejrzanych o dokonanie przecieku! Proszę sobie samemu zadać pytanie: jak sterowana ręcznie przez ministra Ziobrę prokuratura ma szanse na obiektywne wyjaśnienie sprawy? Wszyscy zdają sobie sprawę, że prokuratorzy boją się, wykonują jedynie rozkazy i tylko na korytarzach dają upust frustracji. Lub odchodzą z zawodu.
Nie przeszkadzało to panu jako Prokuratorowi Krajowemu. Był pan prawą ręką ministra sprawiedliwości.
Sporów między nami, dotyczących konkretnych spraw, było kilka. Oczywiście nie mogłem ich nagłaśniać. Minister Ziobro nie jest osobą, której można zwrócić uwagę na błąd. Jest bardzo ambitny, ale również pamiętliwy i mściwy.
Czy wśród tych spraw było śledztwo dotyczące ewentualnej korupcji Barbary Blidy.
Tak. O szczegółach będę mógł powiedzieć dopiero przed komisją śledczą.
W udzielonym nam wywiadzie minister sprawiedliwości mówi, że był jeden przypadek kłótni. Wtedy, gdy pan w gabinecie przyjmował Jana Kulczyka. Miało się to skończyć ostrą reprymendą dla pana.
Słucham?! To już najczystsza niegodziwość. Otóż faktycznie spotkałem się z Janem Kulczykiem. Nie po kryjomu. Pan Kulczyk wchodził przez biuro przepustek, sekretarka robiła mu kawę. Ale jeszcze istotniejszy jest powód, dla którego się z nim widziałem. Otóż odwiedził mnie jako świeżo wybrany wiceszef Zrzeszenia Prawników Polskich. Wcześniej szef tego stowarzyszenia widział się z ministrem sprawiedliwości. Kulczyk odwiedził mnie, aby kontynuować rozmowę, którą rozpoczął szef tego stowarzyszenia.
Wróćmy do wydarzeń z ostatnich dni. Premier Kaczyński oraz minister sprawiedliwości mówią, że są niezwykle poważne poszlaki wskazujące na pana winę.
Gdy tylko dotarły do mnie plotki, że ministerstwo sprawiedliwości wskazuje mnie dziennikarzom jako źródło przecieku, natychmiast napisałem oświadczenie dla prokuratury prowadzącej sprawę. Podałem listę świadków, którzy mogą potwierdzić moje słowa. Dziś te osoby są szykanowane przez prokuraturę. Są wśród nich m.in. szef policji Konrad Kornatowski, dyrektor Centralnego Biura Śledczego Jarosław Marzec oraz dyrektor mojego gabinetu politycznego. Prokuratorzy i funkcjonariusze ABW przeszukują ich gabinety i domy. Nie są oni zatrzymywani, ale ich wolność jest ograniczana. Nie stawia się im również żadnych zarzutów. To są działania bezprawne. Nie mają nic wspólnego z demokratycznym ładem i praworządnością.
Premier powiedział, że podczas ostatniej, osobistej rozmowy wprowadził go pan w błąd.
Nie wiem, co premier miał na myśli. Po spotkaniu byłem spokojny. Nic nie wskazywało, że będą jakieś problemy. Stąd też z czystym sumieniem wyjechałem na urlop. Nadal jestem za granicą, mam utrudnioną możliwość obrony.
Według naszych informacji prokuratura uważa, że przekazał pan ostrzeżenie Andrzejowi Lepperowi w czwartek 5 lipca. Wtedy miał pan być w hotelu Marriott, gdzie był również poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz oraz prezes Prokomu Ryszard Krauze. Czy widział się pan z tymi osobami?
Jestem naprawdę w niezwykle trudnej sytuacji. Dostałem ostrzeżenie, że każde moje słowo zostanie przez prokuratorów potraktowane jako ujawnienie tajemnicy śledztwa. Nie mogę więc bronić się publicznie. Mam szeroko zamknięte usta. Zapewniam, że złożyłem szczere i pełne wyjaśnienia przed prokuratorem. Jestem w stanie powtórzyć wszystko również przed komisją śledczą, której powołanie jest niezbędne do obiektywnego wyjaśniania sprawy.
Jeśli nie jest pan źródłem przecieku, czemu więc publicznie pana o to oskarżono? Czy to prawda, że politycy opozycji proponowali panu stanowisko premiera po przegłosowaniu konstruktywnego wotum nieufności?
O tym słyszałem jedynie od dziennikarzy. Żaden polityk ze mną o tym nie rozmawiał. Zresztą, ja zawsze byłem urzędnikiem państwowym, nigdy politykiem. Nie potrafię więc odpowiedzieć, czemu to mnie obarcza się odpowiedzialnością za przeciek. Powtórzę to co już napisałem w oświadczeniu: to prywatna wojna ministra Ziobry lub próba odwrócenia uwagi od rzeczywistego źródła przecieku.
Janusz Kaczmarek, odwołany minister spraw wewnętrznych i administracji, mówi w wywiadzie dla DZIENNIKA, że nie zgodziłby się na taką akcję CBA jak ta wobec Andrzeja Leppera. Uważa on, że sterowana przez Zbigniewa Ziobrę prokuratura nie ma szans na obiektywne wyjaśnienie sprawy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama
Reklama
Reklama