Bronisław Komorowski, Grzegorz Schetyna i Donald Tusk przez chwilę modlili się przed łódzką siedzibą PiS.
"Jesteśmy tutaj dzisiaj razem, bo choć państwo polskie pracuje normalnie, wiele rzeczy się dzieje, trzeba w tym miejscu pochylić głowy. Trzeba w tym miejscu pokazać to, że mimo wszystkich różnic, Polacy są sobie braćmi" - powiedział w krótkim oświadczeniu dla mediów prezydent Komorowski.
Zaznaczył, że w rodzinach bywa różnie, "bywają spory, bywają kłótnie, ale poczucie więzi braterskiej jest czymś niesłychanie ważnym".
"Każdy, kto podnosi rękę na brata, każdy kto przelewa braterską krew, jest godny potępienia. Nawet jeśli jest to szaleniec, ale jeśli gdzieś w jego szalonej głowie mieszały się motywy niezrozumiałe dla nas, z jakimiś poglądami, nienawiścią o podłożu politycznym, trzeba mówić o tej zbrodni jako bratobójczej" - mówił prezydent.
Jak mówił prezydent, "chcieliśmy zapewnić, jadąc każdy dzisiaj do swoich zajęć, każdy wykonując swoje obowiązki w Polsce, chcieliśmy zaznaczyć, że jesteśmy tutaj, aby pokazać, że w obliczu bratobójczej zbrodni jesteśmy razem z tymi, którzy stali się ofiarą tej zbrodni".
"I chcieliśmy jednocześnie zapowiedzieć, że jako państwo polskie, jako osoby wypełniające obowiązki władzy w państwie polskim, będziemy dbali o to, aby nienawiść nie przysłoniła tego, co jest istotą trwania społeczeństwa i narodu, a więc właśnie poczucia więzi braterskich" - powiedział Komorowski.
"Chylimy głowy przed dramatem człowieka, wyrażamy nasze głębokie współczucie dla rodziny i zrobimy wszystko, aby nienawiść nie psuła serc Polaków" - zadeklarował.
Była to niespodziewane wizyta w Łodzi najważniejszych osób w państwie; prezydent, marszałek Sejmu i premier po godz. 8 rano przyjechali razem z lotniska autokarem pod łódzką siedzibę PiS, w pasażu Schillera przy ul. Piotrkowskiej.
Według nieoficjalnych informacji PAP ze źródeł zbliżonych do łódzkiego lotniska, prezydent przyleciał do Łodzi samolotem, premier i marszałek Sejmu - śmigłowcem. Po złożeniu kwiatów, zapaleniu zniczy i krótkim oświadczeniu dla mediów odjechali na lotnisko.
W czwartek do łódzkiej siedziby PiS przyjechał prezes partii Jarosław Kaczyński; spotkał się także w szpitalu z rannym Pawłem Kowalskim.
W związku z wtorkowym zabójstwem w łódzkim biurze PiS prezydent Komorowski spotykał się w piątek z premierem Donaldem Tuskiem, marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną oraz szefami SLD i PSL oraz przewodniczącymi klubów parlamentarnych PO, PiS i PSL.
Prezydent zaproponował rozszerzenie obowiązków rzeczników dyscypliny klubowej o sprawy dotyczące "dyscypliny słowa", a także zasugerował uczczenie "ponad podziałami" tragicznie zmarłego Marka Rosiaka.
W sobotę przed południem prezydent spotka się z KRRiT, Radą Etyki Mediów oraz przedstawicielami Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. To dalszy ciąg cyklu rozmów w sprawie obniżenia poziomu agresji w życiu politycznym. W poniedziałek Komorowski ma spotkać się z przedstawicielami organizacji pozarządowych.
We wtorek przed południem do łódzkiej siedziby PiS wtargnął 62-letni Ryszard C., który zaatakował znajdujące się tam osoby. Zastrzelił Marka Rosiaka, męża b. wiceprezydent Łodzi, asystenta europosła Janusza Wojciechowskiego. Później sprawca - jak ustalili śledczy - strzelił do 39-letniego asystenta posła Jagiełły - Pawła Kowalskiego; gdy chybił, zaatakował go paralizatorem i ranił nożem.
Prokuratura przedstawiła Ryszardowi C. zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa z użyciem broni palnej. Według śledczych w obu przypadkach motywem ataku była przynależność partyjna obu ofiar. W prokuraturze mężczyzna przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. W czwartek łódzki sąd aresztował go na trzy miesiące. Podejrzany trafił do aresztu w Piotrkowie Trybunalskim. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.