Bronisław Komorowski, Donald Tusk i Grzegorz Schetyna przyjechali do Łodzi krótko po godzinie 8 rano. Wysiedli z białego autokaru, każdy miał w rękach wiązankę kwiatów, które złożyli pod biurem PiS, w którym we wtorek zastrzelony został jeden z pracowników, a drugi ciężko raniony. Politycy zapalili także znicze. Potem głos zabrał prezydent, a następnie cała trójka wróciła do autokaru i odjechała.

Reklama

Poseł PiS Zbigniew Girzyński, wśród zastrzeżeń do tego gestu, w TVN24 wymienił także fakt, że najwyższe państwowe władze podróżują jednym autokarem. A to - po tragedii pod Smoleńskiem, gdzie na pokładzie tupolewa zginął prezydent, wicemarszałkowie Sejmu, dowódcy wojskowi i szefowie wielu instytucji - miało się zmienić.

Kancelaria prezydenta wyjaśnia, że politycy pancernym autokarem dojechali tylko z lotniska. Do Łodzi dotarli zaś osobno - prezydent samolotem, a dwaj pozostali śmigłowcami.