"Gdyby Polska miała normalny system polityczny, Komorowski i Tusk musieliby ustąpić. Ich moralna i polityczna odpowiedzialność za tę katastrofę jest oczywista. Nie mówię o zarzutach prawnych czy kryminalnych, te rządzą się innymi kryteriami. Oni prowadzili ostrą polityczną kampanię przeciwko zmarłemu prezydentowi Polski, która naruszyła jego bezpieczeństwo. Wizytę w Smoleńsku przeprowadzono w sposób, który ogromnie zagroził jego bezpieczeństwu. Gdyby nie ich działania, do katastrofy by nie doszło - niezależnie czy był to naprawdę wypadek, czy zamieszana była weń strona trzecia" - powiedział Jarosław Kaczyński.
Szef PiS przypomniał, że kiedy "córki i żony ofiar" na forum Parlamentu Europejskiego domagały się interwencji w sprawie katastrofy smoleńskiej, to zostały potraktowane jak "wrogowie państwa".
"Gdyby między Polską i Rosją przestrzegano normalnych procedur albo gdyby Unia Europejska była zdolna do interwencji, nie doszłoby do tego. Jesteśmy zainteresowani dotarciem do prawdy" - dodał Kaczyński.
Dziennikarz amerykańskiego "Newsweeka" stwierdził, że w dyskusji o katastrofie smoleńskiej można zauważyć wzrost wzajemnej wrogości. Przypomniał w tym kontekście zamach na łódzkie biuro PiS. Czy Jarosław Kaczyński obawia się o własne bezpieczeństwo?
"Dostałem pogróżkę, że jeśli pojadę na Śląsk, zostanę wysadzony w powietrze, na drobne kawałki. Od 19 lat jeżdżę tam na spotkania. To nie oznacza, że nie pojadę. Ten wzrost agresji w polityce jest wyłącznie jednostronny. Przypuszcza się na nas atak, bo jesteśmy uważani za zagrożenie dla establishmentu postkomunistycznego. I szczerze mówiąc jesteśmy zagrożeniem. Nie ma co tego ukrywać" - powiedział szef PiS.
Odniósł się on także do sugestii, według której katastrofa smoleńska stanowiła punt zwrotny w relacjach polsko-rosyjskich.
"Wolałbym nie mówić o pozytywnych skutkach katastrofy, w której zginął mój brat-bliźniak, jego żona, nasi przyjaciele i tyle innych osób. Rosjanie zręcznie to rozegrali. Znaleźli słaby punkt - premiera Tuska. On natychmiast przyjął kondolencje i publicznie uścisnął się z Władymirem Putinem. Ustawił się w pozycji, w której będzie musiał wziąć na własne barki wszelkie winy Rosjan. Byłem tego dnia na lotnisku w Smoleńsku i zaproponowano mi to samo, ale odmówiłem. Brytyjski premier David Cameron później gratulował mi tej decyzji" - wyznał szef PiS.