To kierownik wydziału politycznego ambasady RP w Moskwie, Tomasz Turowski jako pierwszy zaczął mówić o tym, że trzy osoby mogły przeżyć upadek Tupolewa pod Smoleńskiem – ujawnił w Kontrwywiadzie radia RMF FM urzędnik kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jakub Opara. "Pan ambasador mówił, że prawdopodobnie przeżyły trzy osoby, bo trzy karetki pogotowia zabrały trzy ciała, które okazywały znaki życia i zabrały je do szpitala w Smoleńsku" – mówił Opara w rozmowie z Konradem Piaseckim.

Reklama

Informacja, która okazała się być fałszywa, zaczęła potem żyć własnym życiem.

Jednak to nie dezinformację współpracownik Lecha Kaczyńskiego ma za złe dyplomacie. "Do tej pory nie mogę uwierzyć, że zwłoki pana prezydenta, a nie były to jedyne zwłoki w tym miejscu (…) leżały na niebieskim brezencie w błocie. Największe pretensje mam tutaj do ambasady polskiej, która nie postarała się chociażby o jakiś symboliczny gest. Na przykład przykrycie zwłok pana prezydenta biało-czerwoną flagą." – podkreśla. Uwagę, że równie dobrze mogli o to zadbać urzędnicy kancelarii, którzy ściągnęli na miejsce katastrofy, kwituje: "to był bardzo trudny dla nas wszystkich czas…" – i w końcu przyznaje, że "może wina rozkłada się proporcjonalnie".

Opara, który – jak stwierdził – dotarł na miejsce około dwóch godzin po katastrofie, ujrzał na lotnisku obraz wielkiego chaosu. "Ludzie przeważnie w mundurach rosyjskich służb biegający, krzyczący różne niezrozumiałe słowa. Po płycie lotniska poruszały się karetki i inne różne samochody wojskowe, które były samochodami, na moje oko, z lat 60. Takie samochody można zobaczyć na filmach Barei" – opowiadał.

Reklama

Jednak najbardziej wzburzyło urzędnika co innego: głośno prowadzona rozmowa ministrów Arabskiego i Grasia na płycie lotniska. "Analizowali sytuację: co zrobić, jak przyjedzie Jarosław Kaczyński, jak się zachować, w którym miejscu ma się odbyć shake-hand między premierem Tuskiem a premierem Putinem, gdzie się mają uścisnąć. Dla nas było to porażające." – mówił w Kontrwywiadzie.

"Kombinowali, jak zrobić, żeby spotkanie między Kaczyńskim a Tuskiem nie doszło do skutku. Mówili między sobą: a co zrobimy, jak podjedzie tędy? Wycofamy się w drugą stronę" – wspominał Opara. Jego zdaniem podwładni premiera bali się sytuacji, której nie kontrolują i nie wiedzieli, jak zachowa się Jarosław Kaczyński.