Wniosek o proces lustracyjny przygotował IPN. Instytut uważa, że Tomasz Turowski skłamał w swym oświadczeniu lustracyjnym z 2009 roku, w którym napisał, że nie współpracował z PRL-owskimi służbami specjalnymi. Większość akt w procesie jest opatrzonych klauzulą "ściśle tajne". W jednej jawnej teczce znajduje się jednak dokument, który - zdaniem tygodnika - może przesądzić o wyroku.
>>> Turowski pod sąd. Rusza proces lustracyjny
Chodzi o wypełniony odręcznie przez Turowskiego wniosek emerytalny do Zakładu Emerytalno-Rentowego MSWiA o resortową emeryturę. Były już ambasador miał w nim potwierdzić własnym podpisem, że współpracę ze służbami specjalnymi rozpoczął 1973 roku. Służbę miał natomiast zakończyć w stopniu pułkownika na stanowisku zastępcy dyrektora - naczelnika wydziału.
Zdaniem tygodnika, dokument ten wskazuje, że Turowski został "ukadrowiony wstecznie", ponieważ jako funkcjonariusza zarejestrowano go dopiero w 1976 roku. "Uważam Rze" zwraca uwagę, że taką praktykę SB stosowała tylko wobec zasłużonych współpracowników.
Turowski przez lata współpracy z bezpieką miał być m.in. wtyczką komunistycznego wywiadu w Watykanie. Wysłany miał zostać także do zakonu jezuitów. Poza doniesieniami z włoskiej stolicy, miał też przekazywać raporty o polskiej opozycji, a także przeciwnikach komunizmu we Włoszech i Francji.
10 kwietnia 2010 roku Tomasz Turowski był na lotnisku w Smoleńsku, gdzie miał przywitać delegację z prezydentem Lechem Kaczyńskim na czele. 2 grudnia w związku z tą sprawą został przesłuchany przez prokuraturę. Jednak - jak podaje "Rzeczpospolita" - jego zeznania niewiele wniosły do sprawy.
Z pracy w polskiej ambasadzie w Moskwie odszedł pod koniec roku. Był wówczas kierownikiem wydziału politycznego. Wcześniej był ambasadorem tytularnym - na to stanowisko powołała go w lutym 2007 roku ówczesna szefowa MSZ Anna Fotyga.