Gazeta obszernie opisuje historię Adama S. Został on skazany w 2008 roku za to, że przez osiem lat oszukiwał Państwowy Fundusz Osób Niepełnosprawnych. Fikcyjnie poświadczał pracę niepełnosprawnych w swojej kwidzyńskiej firmie, wypłacał im po 100-200 złotych, a sam w ten sposób wzbogacił się o 120 tysięcy złotych. Dodatkowo skarb państwa stracił na tym procederze 30 tysięcy złotych.

Reklama

Adam S. przyznał się do zarzutów, sam zaproponował wymiar kary, a sąd orzekł wobec niego karę roku i dziesięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Przed sądem reprezentował go ojciec Marcina Dubienieckiego - Marek.

5 lutego 2009 roku skazany przedsiębiorca złożył w Kancelarii Prezydenta wniosek o ułaskawienie. Decyzja zapadła 9 czerwca. Okres zawieszenia kary został skrócony do jednego roku, a skazanie zostało zatarte - pisze "Dziennik Bałtycki". Gazeta twierdzi, że z jej informacji wynika, iż prokurator generalny był przeciwny zastosowaniu prawa łaski wobec Adama S.

Trzy tygodnie przed ułaskawieniem przedsiębiorca założył z zięciem Lecha Kaczyńskiego spółkę. Była to ich pierwsza wspólna firma, ale nie ostatnia. Gazeta podkreśla, że różne interesy łączą obu panów do dziś.

"Napisałem ten wniosek, ale sprawę uważam za zamkniętą. To, że zdarzyło się tak, a nie inaczej, to nie ma nic do rzeczy z założoną przez nas spółką, z panem Dubienieckim" - tłumaczy Adam S. "Dziennik Bałtycki" próbował zapytać o tę sprawę również Marcina Dubienieckiego jednak w rozmowie telefonicznej, którą potem mogła usłyszeć dzięki mediom cała Polska, mąż Marty Kaczyńskiej w niewybrednych słowach kazał się dziennikarzowi od niego odczepić.

Byli urzędnicy Kancelarii Prezydenta, z którymi rozmawiała gazeta, twierdzą, iż Lech Kaczyński mógł w ogóle nie wiedzieć, że ułaskawia wspólnika swojego zięcia. Zaznaczają, że liczba wniosków jest tak duża, iż prezydent opiera się na opiniach urzędników.

Z kolei prawnicy wypowiadający się na ten temat podkreślają niezwykle szybkie tempo przeprowadzenia procedury.