Komorowski mówił o tym w swoim wystąpieniu podczas III Debaty Europejskiej pt. "Ile demokracji w Unii Europejskiej?", która w poniedziałek odbyła się w Pałacu Prezydenckim.

Reklama

Prezydent apelował do uczestników spotkania, wśród których byli m.in. ludzie nauki, eurodeputowani, dziennikarze, "by szukając lepszego nie zepsuć dobrego".

W ocenie Komorowskiego dyskusja nad przyszłością UE w warunkach kryzysu siłą rzeczy zamienia się w dyskusję zamiast, to znaczy w dyskusję nie o rozwiązywaniu realnie istniejących dzisiaj problemów, tylko w pewną formę ucieczki w jakąś daleką perspektywę, którą przybliżamy w sposób sztuczny, aby pokazać, że generalnie nie jest źle, mamy pomysł, świat idzie ku dobremu.

Komorowski zauważył, że nie wszędzie panują zasady demokratyczne. Na przykład w Sojuszu Północnoatlantyckim demokracji nie ma, bo być nie może, (...) tak jak nie ma demokracji w wojsku w Polsce, mimo systemu demokratycznego - powiedział prezydent.

Jak mówił, są instytucje, obszary, które działają bez mechanizmu demokratycznego otoczone czy wpasowane w mechanizm demokracji ogólnej.

To jest zawsze źródło pewnego napięcia, ale tak musi być, jeśli chcemy pogodzić sprawność w funkcjonowaniu, zdolność do rozwiązywania realnych problemów z zasadami, które - uważamy - służą dobrze nam samym, całej społeczności naszego kraju, UE, a więc z zasadami demokracji - mówił prezydent.

Komorowski przekonywał, że w imię rzeczywistego wzmacniania projektu pogłębienia integracji europejskiej trzeba zachować daleko idącą ostrożność. Prezydent zauważył, że dyskusja o federalizmie, obywatelach europejskich czy listach partii europejskich toczy się w sytuacji, gdy jest faktyczny, widoczny gołym okiem proces renacjonalizacji funkcjonowania UE w wielu aspektach. Jako przykład takiego działania podał m.in. apele o ograniczenie strefy Schengen.

Reklama

Trzeba toczyć dyskusję, ale z szybkimi receptami naprawdę ostrożnie, bo się możemy za chwilę obudzić w Europie, w której nie 18 proc. Francuzów będzie głosowało na partię Le Pena (skrajnie prawicowy Front Narodowy-PAP), tylko 35 proc - zaznaczył Komorowski.

Tzw. listy europejskie w wyborach do PE wydają się dziś prezydentowi mało realistyczne. Przestrzegałbym przed rzeczami ważnymi tylko w wymiarze symbolicznym, bo dzisiaj ludzie oczekują konkretnych rozwiązań, a nie manipulowania symbolami - mówił Komorowski. Jak ocenił, postulowanie takich rozwiązań tylko po to, by "przyspieszyć pewne procesy". Jest zaproszeniem do politycznej awantury.

Szef doradców prezydenta b. premier Tadeusz Mazowiecki również przestrzegał przed "skłonnością do rozwiązań pozornych - demokratycznych, ale niedających wpływu obywatelom".

Mazowiecki wyjaśnił, że stawia pewien znak zapytania przed tworzeniem ogólnoeuroejskiej listy w wyborach do PE. Z punktu widzenia zwykłego obywatela jest bardzo daleko do listy ogólnoeuropejskiej, gdzie znajdą się nazwiska, których on nawet dobrze wymówić nie potrafi - mówił.

Formuła paneuropejskiej listy miała jednak swoich obrońców. Jak powiedział w trakcie debaty prof. Wojciech Sadurski, warto wypróbować tę formułę i stworzyć przynajmniej jednorazowo ogólnoeuropejską listę na 25 miejsc w Parlamencie Europejskim. Także zdaniem eurodeputowanego PO Jacka Saryusza-Wolskiego byłoby to działanie ważne w sferze symbolicznej.