Na nic innego ich nie stać. Tak będzie jeszcze przez jakiś czas, ale w końcu zwycięży mądrość, program, a nie uliczne kryteria. Był czas, że chodziłem na wszelkie demonstracje i walczyłem. Ale to był okres, gdy w Polsce nie było wolności. Dziś, gdy wszystko można załatwić kartką wyborczą, rozróby, walki na kamienie to hańba i wstyd - mówi tygodnikowi "Wprost" były prezydent. Należy izolować ludzi nieodpowiedzialnych, którzy używają kamieni, gdy jest epoka intelektu - przekonuje Lech Wałęsa. - W poprzednim systemie walka na ulicy miała sens, ale w tym nie, bo państwo jest nasze, wspólne - zauważył Wałęsa.

Reklama

Były prezydent atakuje też polskich polityków. Jego zdaniem nie można już mówić ani o lewicy ani o prawicy. Szczerze mówiąc, to ani na lewicy, ani na prawicy nie dzieje się dziś nic mądrego. Kontynuują stare pomysły, które już dawno się przeżyły - stwierdził.

Wałęsa zabrał też głos w sprawie katastrofy. Uważa, że zarówno amerykańskie, jak i rosyjskie służby mają dowody na to, co naprawdę stało się podczas lądowania prezydenckiego samolotu. To nieszczęście spowodowała próba rozpoczęcia kampanii wyborczej od wizyty w Katyniu. Na to trzeba dowodów. I te dowody się znajdą, jeśli taki będzie interes rosyjski czy amerykański. Oni mają wszystko nagrane. Kiedy to wyjdzie, oczywista prawda stanie przed oczami wszystkich. Jarosław Kaczyński nie wytrzyma psychicznie, kiedy trzeba będzie spojrzeć w oczy rodzinom ofiar tej katastrofy - mówi Wałęsa i dodaje: zamach jest mu potrzebny, bo daje mu usprawiedliwienie.

Uważa też, że to Jarosław Kaczyński wymusił na bracie, by ten nakazał lądować. Znam Kaczyńskich doskonale. Wiem, że Lech nie robił żadnego ruchu bez konsultacji z Jarosławem. To był jakiś kompleks. Wszystkie decyzje należały do Jarosława. Ta o lądowaniu też. W jakimś sensie szkoda mi Jarosława, z drugiej, cała ta rozgrywka wokół katastrofy jest koszmarna. Była komisja. Powinniśmy wierzyć ludziom, którzy badali tę katastrofę - mówi tygodnikowi Lech Wałęsa.