Mam taki potencjał, że rozjeżdżam wszystkich, w studiu musi być walka. Badania pokazały, że to mnie telewidzowie oglądają chętniej niż prezesa (Jarosława) Kaczyńskiego. Nie dałam się (Barbarze) Czajkowskiej z TVP, nie dałam się (Jarosławowi) Kuźniarowi z TVN 24. Do takiej Olejnik bym poszła, jej trzeba wreszcie coś powiedzieć, skopać. Nawet do Lisa bym poszła i rozpierniczyła ten jego teatr. Ale ani Lisowi, ani Olejnik nie dam tej przyjemności - mówi o swoich medialnych występach posłanka PiS Krystyna Pawłowicz w rozmowie z "Dużym Formatem".
Pawłowicz wspomina, jak pierwszym razem spotkała się z Jarosławem Kuźniarem z TVN24. -Myślał, że do studia przyszła jakaś tam głupiutka paniusia w lnianej sukience i włosem spiętym w warkocz. O, jakże się pomylił, jakże się przeliczył. Kiedy skończyliśmy miał łzy w oczach - mówi Pawłowicz i dodaje, że dziennikarze lubią ją zapraszać, bo im podnosi słupki oglądalności.
W tekście "DF" znalazły się też m.in. wypowiedzi Pawłowicz na temat homoseksualistów i opis dzieciństwa posłanki oraz wzmianka o jej rodzicach. - Potrafiła przylać z otwartej ręki marudzącemu kuzynostwu. I zawsze podczas zabawy była "panią nauczycielką" - czytamy.
Tekst nie spodobał się samej Pawłowicz. Jeszcze w czwartek wysłała oświadczenie: - Większość moich rzekomych wypowiedzi użytych w tekście jest w rzeczywistości zmanipulowanymi, nieobiektywnie oraz złośliwie przetworzonymi i wyrwanymi z kontekstu komentarzami oraz własnymi złośliwymi, wulgarnymi wstawkami autora poczynionymi na podstawie naszej rozmowy i dołączonymi do moich wypowiedzi. Moje bezpośrednie wypowiedzi nagrane przez redaktora Wójcika zostały zmanipulowane i przekształcone w autokompromitację. Dziennikarz nadał im również w tekście wulgarny i prymitywny charakter w celu ośmieszenia mnie i odebrania wiarygodności w oczach wyborców - pisze Pawłowicz.
Posłanka twierdzi też, że autor tekstu ją okłamał ukrywając swoje prawdziwe miejsce pracy i przedstawiając się jako dziennikarz "Gościa Niedzielnego" i sfałszował jej wypowiedź dotyczącą m.in. Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Na koniec Pawłowicz zagroziła dziennikarzowi procesem i zażądała przeprosin.
Z poseł Krystyną Pawłowicz spotykałem się i rozmawiałem jako autor książki o ludziach, którym bliskie są idee głoszone przez ojca Tadeusza Rydzyka. Krystyna Pawłowicz zgodziła się być jedną z jej bohaterek. Książkę nadal piszę. Nie ukrywałem swojego prawdziwego miejsca zatrudnienia. Do 20 czerwca byłem dziennikarzem "Gościa Niedzielnego", gdzie pracowałem przez blisko osiem lat, a z poseł Pawłowicz po raz ostatni spotkałem się 30 maja - odpowiedział na zarzuty poseł Pawłowicz, autor reportażu.
Od 1 lipca jestem dziennikarzem "Gazety Wyborczej". Opublikowany w "Dużym Formacie" reportaż jest jednym z rozdziałów mojej książki, która ukaże się w wydawnictwie Czarne - pisze Marcin Wójcik. Według niego, poseł Pawłowicz nie zażądała autoryzacji; rozmowa odbywała się w takiej konwencji i w takich okolicznościach (w samochodzie w drodze z Sochaczewa i w kawiarni na Mokotowie), jakie przedstawiono w tekście a reportaż jest zapisem tych rozmów (zostały nagrane), wypowiedzi nie są zmanipulowane.