Błaszczak powiedział, że w sobotę czuł "smutek z powodu działań grupy (ludzi), którzy próbują odebrać mi prawo do tego, żebym obchodził uroczystości wspomnieniowe tych, którzy polegli 10 kwietnia 2010 r., w jaki sposób chcę". - Ci ludzie próbowali zabrać mnie i innym uczestnikom tych uroczystości prawo do demonstrowania - zaznaczył.
- Kiedy szliśmy, odmawialiśmy różaniec od katedry aż pod Pałac Prezydencki. To jest niewątpliwie akt religijny - ocenił Błaszczak. - Na wysokości kościoła św. Anny usiedli na ulicy i próbowali zablokować uroczystość, akt religijny, odmawianie różańca jest aktem religijnym; więcej - oni krzyczeli: do kościoła, tak jak za komuny: do krypty. (...) Dziś ich zdaniem - oni są mniejszością - chrześcijanin nie może publicznie odmawiać różańca - powiedział.
- Mogą być satanistami, mogą być kimkolwiek chcą, ale niech nie odbierają innym ludziom prawa do tego, żeby mogli zachowywać się w sposób taki, jaki uważają za właściwy - powiedział minister.
Ocenił, że środki użyte w sobotę przez policję były adekwatne do sytuacji. Przypomniał, że gdy za rządów PO-PSL Solidarność demonstrowała przeciw podwyższeniu wieku emerytalnego, "wtedy policja była w rynsztunku bojowym - z tarczami, z pałkami". - W sobotę policjanci byli bez rynsztunku. (...) To dobrze o nich świadczy, dlatego że nie byli agresorami - zaznaczył.
Minister podkreślał, że to sąd zadecyduje, czy Frasyniuk złamał prawo. - Natomiast (Frasyniuk) usłyszał zarzut i niewątpliwie zgromadzenie, które szło Krakowskim Przedmieściem, było legalne, a zgromadzenie jego było nielegalne - powiedział Błaszczak. Stwierdził również, że były opozycjonista jest obecnie niczym "radziecki literat za czasów PRL". - Literat radziecki na Krakowskim Przedmieściu zapytał Słonimskiego, gdzie może się wysikać. Słonimski odpowiedział: Pan to może wszędzie. Frasyniuk też jest kimś takim, kto może stać ponad prawem, może wszystko - ironizował szef MSWiA.