Polska, Węgry i Grecja nie przyjęły od ponad roku uchodźców w ramach programu relokacji; nie mamy innego wyboru, jak rozpoczęcie procedury o naruszenia prawa unijnego wobec tych krajów - poinformował w środę szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.

Reklama

"Musimy zagwarantować, aby państwa unijne wdrażały prawo unijne. Stale powtarzamy, że niektóre państwa powinny zrobić więcej w kwestii relokacji uchodźców. Jednak trzy kraje - Polska, Węgry i Czechy - nie przyjęły ani jednego uchodźcy z Włoch czy Grecji. Od ponad roku nie przyjmują w ogóle uchodźców. To nie pozostawiło nam innego wybory, jak rozpoczęcie dziś procedury o naruszenie prawa unijnego przez te kraje" - oświadczył Junkcer w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.

Dodał, że "nie jest to kwestia sankcji", ale "przestrzegania prawa unijnego".

Komisja Europejska podjęła we wtorek decyzję o wysłaniu wezwania do usunięcia uchybienia do władz w Warszawie, Pradze i Budapeszcie. To pierwszy etap procedury o naruszenie prawa UE, która może się skończyć pozwaniem kraju do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Relokacja to nie wybór; poza faktem moralnego zobowiązania to decyzja prawna, która została wspólnie ustalona. Powinna być ona realizowana wspólnie bez wyjątków - mówił na konferencji prasowej w Strasburgu unijny komisarz ds. migracji Dimitris Awramopulos.

Jak podkreślił, było już dostatecznie wiele dyskusji i opóźnień i teraz czas na działania. Zaznaczył, że żałuje, iż pomimo wezwań do składania deklaracji dotyczących relokacji, Czechy, Węgry i Polska nie podjęły koniecznych działań. Z tego powodu Komisja zdecydowała, by uruchomić procedury o naruszenie prawa UE przeciw tym trzem krajom członkowskim - oświadczył komisarz.

Jak zaznaczył, KE musi być uczciwa wobec krajów UE, które wywiązują się ze zobowiązań. Z raportu opublikowanego przez KE wynika, że według stanu na 9 czerwca łączna liczba relokowanych osób wynosi 20 tys. 869 osób. To niewiele, biorąc pod uwagę fakt, że państwa członkowskie zgodziły się na przeniesienie 160 tys. uchodźców z Włoch oraz Grecji.

Reklama

Komisarz mówił, że jeśli kraje, które nie przyjmują uchodźców w ramach programu relokacji, przemyślą swoje stanowisko, Komisja Europejska może zmienić decyzje ws. procedur, jakie wobec nich wszczęła. Mam nadzieję, że rządy tych trzech krajów przemyślą swoje stanowisko. To moment, żeby pokazać praktyczną solidarność wobec zdesperowanych ludzi, ale też innych krajów członkowskich - zaznaczył.

Europa nie polega tylko na żądaniu funduszy czy zapewnienia bezpieczeństwa. Tak, to są ważne sprawy, ale Europa polega również na dzieleniu się trudnymi sprawami i wyzwaniami, tak jak wspólnymi marzeniami - dodał Awramopulos.

Zapewniał, że relokacji podlegają ludzie, co do których nie ma wątpliwości, że potrzebują ochrony. To są ludzie, którzy zostali gruntownie prześwietleni, zidentyfikowani - przekonywał. Jego zdaniem utrudnianie relokacji czy przesiedleń wspiera nieregularną migrację, co zwiększa ryzyka dotyczące bezpieczeństwa. Tylko dzięki relokacjom, przesiedleniom, postępowaniu zgodnie z procedurami możemy efektywnie, wspólnie zredukować nieregularne i wtórne przepływy migracyjne i potencjalne ryzyka dotyczące bezpieczeństwa - ocenił komisarz.

Jak tłumaczył, decyzja ws. wszczęcia procedur zapadła teraz, bo w ciągu minionego roku KE wyczerpała wszystkie możliwości działania. Wzywałem te trzy kraje członkowskie do wypełnienia swoich zobowiązań. Przypominam, że decyzja w tej sprawie została podjęta półtora roku temu. Podjęliśmy ją wszyscy razem i jest ona obowiązkowa - zaznaczył Awramopulos.

Odnosząc się do decyzji Komisji wiceszef MSZ ds. europejskich podkreślił, że "Polska jest gotowa do obrony swoich racji przed Trybunałem Sprawiedliwości". Szymański zwrócił jednocześnie uwagę, że "fundamentalne problemy" z wykonaniem błędnych - jego zdaniem - decyzji z września 2015 roku odnotowały "wszystkie państwa UE".

- Decyzja KE może nas oddalać od wypracowania koniecznego‎kompromisu politycznego dotyczącego polityki migracyjnej. Może też pogłębić podziały w ramach UE - podkreślił wiceszef MSZ.

Na decyzję KE zareagował też rzecznik rządu. Szanujemy tę decyzję KE, ale nie zgadzamy się z nią, ponieważ od samego początku rząd PiS, rząd Beaty Szydło mówił, że przymusowa relokacja nie jest dobrym rozwiązaniem kryzysu migracyjnego, co pokazały ostatnie miesiące i lata - powiedział dziennikarzom w Warszawie Rafał Bochenek. Według niego, każda kolejna decyzja o relokowaniu migrantów zachęca kolejne tysiące, a nawet miliony osób, by do Europy przypływać, by wsiadać na łodzie i pontony i ryzykować swoje życie.

Rzecznik rządu podkreślił, że dziś trzeba przede wszystkim uszczelnić granice, przeznaczać środki na pomoc humanitarną, co robi polski rząd od samego początku. Ocenił ponadto, że obecnie mechanizm relokacji nie przynosi rezultatu i na pewno inne rozwiązania powinny być wypracowane.

Walkę z decyzją KE zapowiada też premier Czech, Bohuslav Sobotka. Jesteśmy jako rząd absolutnie zdecydowani nie uczestniczyć w rozdzielaniu (migrantów), nie uczestniczyć w systemie obowiązkowych kwot. W przypadku jeśli wobec Republiki Czeskiej zostanie podjęte jakiekolwiek postępowanie, jesteśmy przygotowani bronić tego naszego stanowiska i wyłożyć na stół argumenty, dlaczego ta droga obowiązkowych kwot jest błędna - powiedział dziennikarzom w Pradze.

Według niego czeski rząd jest przygotowany do prowadzenia dialogu z Komisją Europejską i uzasadnienia swego stanowiska. W ramach tej debaty będziemy przedstawiać nasze stanowiska, nasze poglądy, będziemy bronić pozycji Republiki Czeskiej. Nie sądzę, by obecnie Republice Czeskiej groziły jakieś kary pieniężne" - zaznaczył Sobotka.