Wszystko zaczęło się od tego, że Jacek Kurski został wytypowany przez Jarosława Kaczyńskiego do wystąpienia, w którym miał ukazać sukcesy dwuletnich rządów PiS, a zarazem wyjaśnić, dlaczego w takim razie trzeba było skrócić kadencję Sejmu. Przemówienie brzmiało błyskotliwie. Kurski swobodnie i z uśmiechem na twarzy odpowiadał na zaczepki posłów opozycji.

Reklama

"Strasznie was denerwują te sukcesy. Zazdrościcie, macie czego" - odgryzał się Kurski wspomagany oklaskami swojego klubu.

Sukcesy rządu PiS wyliczał długo i potoczyście. Wymienił dezubekizację z becikowym, rozwiązanie WSI, nieugiętą polityką zagraniczną, ulgi prorodzinne, walkę z mafią paliwową, korupcją w sporcie i układem. Prawie każde zdanie okraszały oklaski. W tym czasie Roman Giertych słuchał w największym skupieniu. A Kurski po kilkudziesięciu minutach doszedł do meritum.

"Po raz pierwszy w wolnej Polsce klub zwycięski w wyborach ma odwagę wystąpić z wnioskiem o skrócenie kadencji" - mówił Kurski.

Przemówienie Kurskiego wzbudziło irytację u posłów opozycji, szczególnie Platformy. Z jego tezami polemizowali mówcy występujący w imieniu klubów: Bronisław Komorowski, Wojciech Olejniczak i Janusz Maksymiuk. Jednak dopiero Roman Giertych znokautował bulteriera PiS.

Reklama

Lider LPR zaczął bardzo spokojnie i od razu odniósł się do słów Kurskiego. "Kilkanaście miesięcy temu powiedział pan, że ciemny lud wszystko kupi" - zaczął Giertych. "Przypisał pan swojemu klubowi reformę edukacji, mundurki..." ciągnął niespiesznie, by nagle z błyskiem w oku wyciągnąć kartkę i zadać pierwszy cios.

"A ja mam tutaj wyniki głosowania za mundurkami" - mówił z szyderczym uśmiechem. "Za opowiedziało się 68 posłów PiS, przeciw było 61, a 24 nie głosowało. Patrzę, jak pan głosował, panie pośle!" - zwrócił się wprost do Kurskiego i zrobił teatralną pauzę. Sala ucichła. "A pan głosował przeciw!" - triumfalnie spuentował Giertych. Sala wybuchła.

Reklama

Najpierw śmiechem, po chwili szumem, który przeobraził się w jednogłośne skandowanie: "Kłamca! Kłamca! Kłamca!". Przerwał je dopiero marszałek Ludwik Dorn: "Jeszcze tylko dziesięć sekund na okrzyki, potem przerwa techniczna".

Ostrzeżenie podziałało. Posłowie umilkli. Giertych był w swoim żywiole i bez cienia emocji powiedział tylko: "Pan doliczy mi ten czas, bo nie mogłem wtedy mówić" - i już się szykował do następnego ciosu. "Dlaczego pan kłamał?" - pytał z udawanym oburzeniem. "Okłamał pan Sejm, tak jak okłamujecie nieustannie".

Wbity w ławę poselską Kurski siedział kompletnie zaskoczony. A opozycja już zacierała ręce, czekając na dalszą część spektaklu.

"Powiedział pan, że rząd wprowadził ulgę prorodzinną, nooo..." - przeciągał Giertych, budując napięcie. "No to bierzemy się i za to głosowanie. Powinien pan je pamiętać".

Chodziło o ulgi prorodzinne, które można odpisać od podatku. Aż 135 posłów PiS głosowało przeciwko tej ustawie. Ulgi poparł tylko jeden poseł. Lider LPR i to wykorzystał. "Szukam na liście pana posła Kurskiego? Nieobecny! Nie spełniło się obowiązku poselskiego" - kpił z Kurskiego, wzbudzając coraz głośniejsze wybuchy śmiechu. Nawet posłom PiS trudno było zachować powagę.

A Roman Giertych dobijał Kurskiego dalej: "A becikowe? Mówił pan, że to zasługa PiS, a poparło je tylko dwóch waszych posłów".

Kurski siedzący w ławach poselskich próbował nadrabiać miną. Było mu wyraźnie nieswojo, gdy posłowie wytupali go przy okrzykach: "Oszust! Oszust!"

Wrażenia klęski Kurskiego nie zatarły jego próby obrony. Tłumaczył, że nie kłamał. Według niego Giertych wykorzystał stenogramy z głosowania, w którym część posłów PiS się pomyliła. Nikogo jednak nie przekonał. Giertych pozostał niekwestionowanym zwycięzcą.