Wiśniewska zapytana podczas telewizyjnej debaty o wprowadzenie euro w Polsce stwierdziła, że "euro jest gwarancją wzrostu gospodarczego Polski". To twierdzenie później powtórzyła, znów nawiązując do europejskiej waluty.
Niezręczność tej wypowiedzi w kontekście słów Jarosława Kaczyńskiego wychwycili od razu publicyści i komentatorzy sceny politycznej: „Sensacyjna ta debata. Pani poseł Wiśniewska zachwala zalety euro dla Polski”, "Co na to Prezes?".
Dzień po debacie prezes PiS mówił w "Sygnałach dnia" w radiowej Jedynce o "tezie stawianej przez niektóre ugrupowania opozycyjne, że receptą na szybki rozwój polskiej gospodarki jest przyjęcie wspólnej waluty".
- Kraje słabsze gospodarczo, te z południa Europy straszliwie zapłaciły za wejście do strefy euro. Jest cała biblioteka książek, które mówią jak powinna wyglądać strefa obejmująca zasięg jednej waluty i UE tych warunków wyraźnie nie spełnia - uznał.
- Nie ma najmniejszych powodów, abyśmy wprowadzali euro (...). Polska gospodarka, po wprowadzeniu euro, byłaby łatwiejsza do wykorzystania, jako zasób dla tych silniejszych od nas, i taki jest sens tego wszystkiego - powiedział Kaczyński.
Prezes PiS nie odniósł się do wczorajszej wypowiedzi Wiśniewskiej. Czy kandydatka PiS wyrażała tylko swoje zdanie? Czy była to słowna niezręczność, w co trudno uwierzyć wsłuchując się w sens jej wypowiedzi. A może w PiS istnieje istotny rozłam kwestii podejścia do unijnej waluty?
Warto przypomnieć, że w sprawie euro negatywnie i kategorycznie wypowiedział się ostatnio również m.in. prezes NBP Adam Glapiński. Przekonywał, że dopóki on jest na czele narodowego banku, Polska nie wprowadzi unijnej waluty.