Co oczywiste, trudno było mu zaakceptować swobodę legislacyjną i odbijanie konstytucyjnych organów wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Stał się więc wrogiem numer jeden dla PiS i cała para naszej delegacji na szczycie unijnych przywódców poszła w to, żeby Timmermans nie został pierwszym wśród komisarzy. Udało się, a sukces jest tak powalający, że pan Frans nadal będzie wiceprzewodniczącym KE. I dalej będzie szukał metod, jak przywrócić praworządność nad Wisłą.
Jeśli wciąż mają państwo w idyllicznym wspomnieniu ośmioletnie rządy Platformy Obywatelskiej, to zapewne dostrzegacie kompromitację premiera i całej dobrozmianowej ekipy, która wykazała się małostkowością na brukselskich salonach i z czystej zemsty zablokowała Timmermansa.
Reklama