W oficjalnych wypowiedziach liderzy SLD zuchwale podkreślają, że nowa partia Millera, Polska Lewica, nie jest dla nich żadnym zagrożeniem, a były premier to już polityczny trup. Ale tak jest tylko w światłach jupiterów. Bo w zaciszu siedziby partii na Rozbrat Miller nadal wywołuje irytację, którą podsycają obawy, by nie poszła za nim część działaczy Sojuszu. Zwłaszcza tych najbardziej niezadowolonych z wyborczej porażki. Bo tylko tak można tłumaczyć to, że w głowach kierownictwa Sojuszu zrodził się pomysł, by rozesłać swoim działaczom partyjne credo - lewicowe "dziesięć przykazań".
"Powoływanie kolejnej partii nie służy interesom ludzi lewicy" - głosi pierwszy punkt notatki. Odnosi się do powołanej w ostatni weekend partii Millera. Dalej czytamy: "Inicjatywę oceniamy jako indywidualne działanie Leszka Millera, którego nie stać na krytyczną refleksję wobec prowadzonej przez niego w przeszłości polityki i który nie może pogodzić się ze swoimi porażkami". Autor podkreśla, że sukcesy lewica odnosiła w latach 90. - jeszcze pod szyldem SdRP. A zaczęła tracić właśnie pod przewodnictwem Millera. "Lewica zaczęła tracić na znaczeniu, gdy przylgnęły do niej skojarzenia z podatkiem liniowym, łaszeniem się do księdza Jankowskiego czy też grzaniem się w cieple wielkiego biznesu"
"Jest to stara śpiewka Aleksandra Kwaśniewskiego i tych czyścioszków, którzy zostali na Rozbrat i którzy udają, że nie byli w rządzie" - ripostuje Miller. Przypomina, że kontakty z biznesem mieli wszyscy politycy SLD: i Szmajdziński, i Olejniczak, i Borowski. I dodaje: - A u ks. Jankowskiego byłem raz. W czasie kampanii samorządowej gdańska organizacja zapytała mnie, czy nie zechciałbym się spotkać z księdzem, bo to miało im pomóc w kampanii wyborczej.
I wreszcie najważniejsze przesłanie notatki: tylko przez integrację lewica może osiągnąć sukces. A jej autor argumentuje to tak: "Wybory 2007 pokazały, że tylko w szerszym froncie politycznym można w dzisiejszej Polsce skutecznie głosić lewicowe poglądy i mieć wpływ na politykę państwa".
Kto i po co napisał instrukcję? Według naszego rozmówcy, powstała ona w otoczeniu szefa SLD Wojciecha Olejniczaka. "Prawdopodobnie na jego polecenie napisał ją Krzysztof Janik" - twierdzi nasz informator. Janik w rozmowie z DZIENNIKIEM jednak zaprzecza. Zaś Olejniczak nie odbierał wczoraj telefonu.
"Nie jest to oficjalny dokument i nie wiem, kto to napisał" - mówi z kolei Andrzej Szejna. Zaznacza jednak: - Autor pewnie chciał, by działacze wiedzieli, jak mają się ustosunkować do całego zamieszania z Millerem, który najpierw odszedł z partii, a potem założył własną. Ludzie przeżywają kryzys autorytetów, bo Miller jest przecież kolejnym premierem, którego dziś w SLD już nie ma.