Teraz Mirosław Sznajder broni się jak może. Współpracę z "NIE" oraz "Faktami i Mitami" tłumaczy tak: "Pomogłem im tylko zebrać materiały, bo jako jedyni zainteresowali się postępkami burmistrza Kraśnika (z PO)".
Dowody współpracy są jednak niepodważalne - kiedy Sznajder był radnym, w oświadczeniu majątkowym wpisał 225 złotych dochodu z tytułu umowy o dzieło z wydawcą "FiM”.
Ten "pakt z diabłem" odkrył anonimowy internauta, który napisał maila do "Dziennika Wschodniego". "Czy człowiek, który współpracuje z takimi gazetami (…) powinien mieć miejsce u boku katolickiego posła z Prawa i Sprawiedliwości? Według mnie, nie. Jest to jawne zaprzeczenie zasadom, jakie głosi PiS”.
Teraz pracodawca Sznajdera, poseł Jarosław Stawiarski, musi wytłumaczyć się z zachowania asystenta przed Przemysławem Gosiewskim, szefem klubu PiS. "W marcu kończy mi się umowa z posłem i moim wrogom chodzi o to, żeby nie została przedłużona" - twierdzi zaś Sznajder, który podejrzewa, że za mailem do gazety stoi sam burmistrz Kraśnika.