"Zgodę Prawa i Sprawiedliwości na ratyfikację traktatu lizbońskiego poprzedziła honorowa umowa między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem" - przypomniał Jacek Kurski z PiS. Szef rządu obiecał, że w zamian za poparcie sejmowej uchwały ratyfikującej traktat, PO zgodzi się na uregulowanie odrębną ustawą zasad, na jakich Polska będzie miała wpływ na decyzje Unii.

Reklama

PiS chce, by wszystkie ważne decyzje dotyczące przyszłości Unii, a przede wszystkim polskiej obecności w "27", były podejmowane przez polskiego przedstawiciela w Radzie Europejskiej "wyłącznie po uzyskaniu uprzedniej zgody prezydenta, Sejmu, Senatu i Rady Ministrów" - dowiedział się DZIENNIK.

Chodzi między innymi o ewentualną zmianę polskiego stanowiska w sprawie tzw. Joaniny, czyli mechanizmu czasowego blokowania unijnych decyzji. To niemal identyczny zapis jak w prezydenckim projekcie ustawy ratyfikacyjnej sprzed ponad miesiąca. A wtedy rząd i Platforma kategorycznie odrzuciły ten pomysł, podpierając się kilkunastoma ekspertyzami prawnymi. I nie zmieniły zdania. "Tego typu propozycje w ogóle nie wchodzą w rachubę" - mówi DZIENNIKOWI szef klubu PO Zbigniew Chlebowski.

Co na to PiS? Lech Kaczyński jeszcze tydzień temu zapowiadał, że podpisze traktat lizboński, ale Jacek Kurski jest pewien, że prezydent zmieni zdanie. "Kompromis helski był wyrazem dobrej woli prezydenta. Jeśli nie dojdzie do przyjęcia ustawy kompetencyjnej, prezydent odmówi ratyfikacji traktatu" - ostrzega.

Wina za kompromitację Polski na arenie międzynarodowej spadnie na PO - nie ma wątpliwości polityk PiS.