Około 40 mld zł – co najmniej tyle może kosztować realizacja dwóch najważniejszych "podatkowo-świadczeniowych" obietnic Rafała Trzaskowskiego. Mowa o nowym systemie kwoty wolnej i koncepcji wypłat dodatków do emerytur w wysokości 200 zł za każde dziecko. Pierwszy pomysł znalazł się w oficjalnym programie kandydata, opublikowanym krótko przed pierwszą turą wyborów. Drugi został ogłoszony w niedzielę późnym wieczorem w mediach społecznościowych.

Minimalna pensja bez podatku

Propozycje zmian w kwocie wolnej w PIT, zgłoszone przez Rafała Trzaskowskiego, to rozwinięcie niespełnionej obietnicy Andrzeja Dudy sprzed pięciu lat. Urzędujący prezydent deklarował w czasie kampanii wyborczej podniesienie kwoty wolnej do 8 tys. zł dla wszystkich podatników. To, co obiecuje Trzaskowski, jest bardziej skomplikowane: roczne dochody w wysokości 30 tys. zł byłyby zupełnie wolne od podatku, dla dochodów między 30 tys. a 65 tys. kwota wolna wynosiłaby 8 tys. zł, zaś podatnicy zarabiający ponad 65 tys. zł rocznie zachowaliby status quo (kwota wolna 3091 zł dla dochodów do 127 tys. zł rocznie, powyżej tego progu brak kwoty wolnej). W praktyce to oznaczałoby, że podatku nie zapłacą wcale ci, którzy zarabiają mniej więcej pensję minimalną (2600 zł brutto miesięcznie). Osoby zarabiające powyżej średniej krajowej (5331 zł) nie zyskają niczego.
Reklama
Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, które wzięło pod lupę propozycje Trzaskowskiego, mówi, że kosztowałyby one w sumie 20 mld zł rocznie, czyli tyle, co podniesienie kwoty wolnej do 8 tys. zł, proponowane przez Dudę przed poprzednimi wyborami.
Różnica polega jednak na tym, że w przypadku systemu proponowanego przez kandydata opozycji większą korzyść odniosłyby osoby o najniższych dochodach – zarówno z pracy, jak i z innych źródeł, np. ze świadczeń emerytalno-rentowych. Z kolei osoby z pensjami powyżej średniej krajowej skorzystają niewiele albo wcale. Na uniwersalnym podniesieniu kwoty wolnej zyskują zaś wszyscy, również ci najbogatsi – zauważa Michał Myck.
CenEA zrobiła symulację, kto na systemie Trzaskowskiego zyskałby najbardziej. W przypadku singli zarabiających pensję minimalną było to 95 zł miesięcznie. I w tej grupie samotnych osób korzyść byłaby największa, choć zysk pojawia się już przy dochodzie ok. 1100 zł na miesiąc, zaś znika przy pensji w wysokości ok. 5000 zł.
W przypadku małżeństw i rodziców samodzielnie wychowujących dzieci korzyści mogą być jeszcze większe, ze względu na możliwość wspólnego opodatkowania. Gdy pracuje tylko jedno z małżonków, zarabiając pensję minimalną, to korzyść dla takiej rodziny wyniosłaby 140 zł miesięcznie. Korzyści są najwyższe przy zarobkach rzędu 4700 zł miesięcznie, kiedy to wyniosłyby około 195 zł na miesiąc – mówi Michał Myck.

Nagroda za dzieci

Z ofertą kandydata PO jest jednak pewien problem: nie współgra ona z jego innymi deklaracjami o "uszczelnieniu ram fiskalnych i umocnieniu zasad budżetowych". Rafał Trzaskowski zarzuca rządowi ukrywanie informacji o faktycznym stanie finansów publicznych poprzez omijanie tych reguł, w szczególności reguły wydatkowej, która nakładała na rząd limit dopuszczalnych wydatków w ciągu roku. Powrót do tej reguły i jeszcze dodatkowe uszczelnienie, by nie dało się jej omijać, może utrudniać realizację planów zmian nie tylko w kwocie wolnej, ale też nowych kosztownych propozycji wypłat dodatków do emerytur w wysokości 200 zł za dziecko.
"Rozmawialiśmy o tym z Gosią wiele razy. Nie może być tak, że kobieta, która przez lata wychowując dzieci, nie wypracowała przyzwoitej emerytury i przez to będzie żyła w biedzie (…). Rozwiązaniem jest 200 zł dodatku do emerytury za każde dziecko. To pozwoli matkom mieć godne i sprawiedliwe emerytury za ogromną pracę, której do tej pory system emerytalny nie dostrzegał" - napisał kandydat PO na swoim profilu społecznościowym.
Pomysł budzi kontrowersje. Po pierwsze, jest kosztowny. Obecnie w ZUS, KRUS i innych systemach mamy 9 mln emerytów i rencistów, większość z nich stanowią kobiety. Np. w emeryturach wypłacanych w ZUS stanowią one 60 proc. – to ok. 5,4 mln seniorek pobierających rentę czy emeryturę. W zależności od przyjętego wskaźnika dzietności wypłata dodatków – według naszych wyliczeń – może kosztować od 32 mld zł (przy średnim przeliczniku liczby dzieci na emerytkę w wysokości 2,5) do 20 mld zł (przy wskaźniku 1,5). Nasze wyniki są zbieżne z obliczeniami niektórych ekonomistów, np. Rafał Mundry z Uniwersytetu Wrocławskiego szacuje za GUS, że w Polsce jest 5,6 mln kobiet po 60. roku życia i przy założeniu dzietności na minimum 1,5 kobiety na dziecko roczny koszt to 20,3 mld zł.
Po drugie, dodatki są sprzeczne z zasadami, jakie rządzą polskim systemem emerytalnym. Jest on oparty na regule, że ile składki odłożysz, tyle dostaniesz, tymczasem ta propozycja wprowadza nową i bardzo poważną korektę, która modyfikuje sposób wyliczania emerytury. Z tego powodu pomysły Trzaskowskiego krytykuje m.in. była prezes ZUS Aleksandra Wiktorow.
Emerytura to świadczenie za pracę i nie podoba mi się włączanie elementów, które nie mają z tym nic wspólnego. Można im dawać jakieś dożywotnie świadczenie, a nie włączać do systemu emerytalnego – podkreśla Wiktorow.
Politycy PO tłumaczą, że emerytalne pomysły wrzucone na finiszu kampanii to świadomy zabieg. – Chodzi o to, by przechylić szalę na stronę Rafała wśród seniorów, którzy boją się pójść na wybory, i kobiet – mówi jeden z nich. Elementem wojny o seniorów jest także popieranie przez Trzaskowskiego innych pomysłów, np. zgłoszonej przez Władysława Kosiniaka-Kamysza emerytury bez podatku, czy deklaracja, że jako prezydent nie wetowałby 13. czy 14. emerytury czy emerytur stażowych. Te deklaracje to walka o głosy seniorów, którzy stanowią jedną trzecią wyborców, i pójście w ślady Andrzeja Dudy sprzed pięciu lat. Propozycja odwrócenia reformy emerytalnej rządu PO-PSL była wtedy jedną z najważniejszych, obok zapowiedzi 500 plus i stała się jednym z filarów zwycięstwa.
Dziś Andrzej Duda jest za utrzymaniem status quo, zarówno w systemie emerytalnym, jak i podatkowym. Jego główny pomysł na przyciągnięcie seniorów to poparcie rozwiązań, które już przeforsował PiS: 13. emerytury, która została wprowadzona na stałe, i 14., która miałaby zostać wprowadzona w przyszłym roku. Koszt pierwszej to 11,75 mld zł, a drugiej nieco ponad 10 mld zł. Andrzej Duda mówi wprawdzie na wiecach o kolejnych 15., 16. itd. emeryturze, ale nie są to konkretne deklaracje, a raczej rozważania, że jeśli finanse na to pozwolą, to w przyszłości w ten sposób można podnosić świadczenia. Podobnie jest z podatkami dochodowymi: prezydent odwołuje się do przyjętych już rozwiązań, jak zwolnienie z PIT dochodów osób, które jeszcze nie ukończyły 26. roku życia, czy wprowadzonej obniżki najniższej stawki z 18 do 17 proc.