Anna Wojciechowska, Michał Karnowski: Człowiekiem od czego pan jest właściwie w tym rządzie?
Sławomir Nowak*:Tak naprawdę trochę od wszystkiego.
>>>Przeczytaj, co o Nowaku mówią politycy PiS
Niech pan uważa, bo wtedy ktoś powie: niepotrzebny?
Może, ale o tym decyduje premier, a skoro pracuje, więc chyba jestem potrzebny. A poważnie to odpowiadam za koordynację politycznej aktywności premiera i jego kalendarz. Pełnię także funkcję łącznika w pilnych sprawach między szefem rządu a jego ministrami.
Jestem sekretarzem ds. parlamentarnych, przeze mnie przechodzą wszystkie interpelacje, ale też newralgiczne projekty ustaw. Odpowiadam za koordynację pracy komisji Przyjazne Państwo z działaniami rządu. Dzień mam wypełniony pracą.
Ma pan poczucie odpowiedzialności za cały rząd?
To za dużo powiedziane. Patrzę na rząd nie z perspektywy jednego ministerstwa, ale jako na cały, duży i złożony obraz. Jestem jednak tylko trybikiem w tej maszynie.
Co jest dla pana najbardziej wymiernym wskaźnikiem tego, czy jest dobrze, czy źle? Sondaże?
Na sondaże oczywiście warto patrzeć, ale tylko w dłuższych przedziałach czasu. Trzeba pamiętać jednak, że one są zmienne i nie kierujemy się nimi w planowaniu działań. Z pewnością dobrym doradcą są media.
Dziennikarze monitorują i wyłapują pewne rzeczy. Choćby ostatnio krytyczny raport NIK o drogach. Mnie w takiej sytuacji natychmiast włącza się lampka. Sięgam po telefon i sprawdzam, czy te zarzuty są uprawnione pod naszym adresem, czy - jak w tym przypadku - chodzi o wcześniejszy okres, czyli w istocie o winę poprzedników. I zawsze na bieżąco reaguję. Muszę mieć pełną wiedzę dla premiera.
Czyli to pan odpowiada za wizerunek rządu?
Nie. To nie jest moja rola.
Chyba jednak tak. Pełni pan ostatecznie faktycznie rolę rzecznika rządu.
Absolutnie nie. Zawsze dziennikarze mieli do mnie dostęp i nic się po prostu nie zmieniło w tym zakresie.
A dlaczego właściwie tak się pan wzbraniał przed przyjęciem tej funkcji, choć sam wicepremier Schetyna publicznie mówił, że powinien pan przejąć tę funkcję?
Premier powierzył mi po prostu inne zadania.
I wyrósł pan w tym rządzie na najbliższego premierowi człowieka.
Być człowiekiem, który pracuje blisko premiera, a najbliższym premierowi to różnica. A co do rzecznika - dziennikarze przyzwyczaili się do jakiejś kliszy, że musi być rzecznik. A nie musi. Mają dostęp do ludzi z kancelarii premiera, mogą swobodnie zadawać pytania. Ale OK, przyjmuje wasz postulat. Trzeba pewnie będzie rozstrzygnąć, czy ma być rzecznik, czy nie.
To o tyle istotne, że coraz częściej słychać ze strony rządu głosy irytacji na media. Rzeczywiście czujecie się jakoś krzywdzeni przez dziennikarzy?
Pewnie, że czasem nie jesteśmy zadowoleni z tego, że szczególnie niektóre media kierują się w swoich opiniach tylko własnym profilem politycznym, są nierzetelne, ale nie obrażamy się. Nie ma u nas przesadnego poczucia, że jesteśmy niesłusznie atakowani. Mamy świadomość, że dziennikarze nie są od tego, żeby głaskać rząd. Ale trzeba też powiedzieć, że wbrew obiegowej opinii lansowanej przez PiS, ten rząd nie ma wcale dobrej prasy.
A nie jest też tak, że w tym gabinecie działa ciągły sztab wyborczy?
To również propaganda PiS. Zapewniam nie mamy w KPRM tajnej machiny propagandowej.
Na taką wygląda stworzony przez was tajemniczy departament od PR choć za normalną politykę informacyjną odpowiada przecież CIR.
To jest departament komunikacji społecznej. Stworzyliśmy go bo CIR, jaki odziedziczyliśmy, nie spełniał dobrze swojej roli. Obecnie jednak szef tego departamentu minister Igor Ostachowicz nadzoruje już też CIR. Jesteśmy więc przed reformą całości, chcemy bowiem scalić te byty.
Tak uświetniacie politykę informacyjną, że zlikwidowaliście na stronach internetowych szczegółowy kalendarz premiera. Dlaczego nie możemy wiedzieć, z kim rozmawiał, co w danych godzinach robił premier Tusk tak jak było za czasów premiera Marcinkiewicza i Kaczyńskiego?
To kalendarium to był czysty pic. My nie mamy potrzeby opowiadania o tym, że np. premier pięć godzin spędził z ministrem Rostowskim nad budżetem. Jak mamy potrzebę o czymś informować, to informujemy.
Ale to nie kwestia waszych potrzeb. Dziennikarze mają prawo wiedzieć.
Zapewniam was, że do tamtych kalendariów wpisywano tylko to, co akurat chciano. Po co mamy was mamić czymś, co się niby odbywało, a np. się nie odbywało, jak to bywało za poprzedników?
Choćby po to, by nie było podejrzeń, że chcecie coś ukryć, bo jak się niektórzy śmieją głupio, byłoby wpisać, że premier od 18 do 20 grał w piłkę.
A premierowi nie wolno grać w piłkę? Wszystko możemy wpisać, naprawdę nie mamy z tym problemu. Tylko po co ten pic?
A pan gardzi picem?
Tak. Doceniam profesjonalny PR, ale pic mnie śmieszy, nasuwa mi co najwyżej skojarzenia z serialem „Czterdziestolatek”.
Spin doktorzy PiS w odniesieniu do prezydenta zajmują się teraz picem czy prawdziwym PR-em?
Różnie z tym bywa. W związku z wewnętrznymi napięciami w Pałacu Prezydenckim często zdarzają się nieprzemyślane, nieskoordynowane działania, które zaczynają być picem, a co gorsze są na granicy akceptowalności i bezpieczeństwa.
Co ma pan na myśli?
Nie chcę o tym mówić.
Rywalizuje pan z Kamińskim i Bielanem?
Nie, mam nawet do nich osobistą sympatię.
A to jest tak, że sondaże są takie a nie inne, bo oni są tak kiepscy, czy bo wy jesteście tak dobrzy?
Nie, absolutnie nie są kiepscy.
A co jest ich zaletą?
Zaletą Adama Bielana jest na pewno to, że jest kibicem Lechii Gdańsk. Michał jest ciekawym człowiekiem, interesującym rozmówcą, trudno jest się nudzić w jego towarzystwie. Mają konkretny projekt, który raz lepiej, raz gorzej realizują. Przede wszystkim jest to jednak projekt w dużej mierze nastawiony też na nich samych.
Za bardzo ich widać?
Myślę, że tak. Ale mają też dawne sukcesy na swoim koncie. Chcą się nimi chwalić, to niech się chwalą.
Ta obecna ofensywa mająca na celu wyraźnie próbę polepszenia wizerunku prezydenta może być skuteczna?
Na pewno wszystkie działania prezydenta są na to obliczone. Np. niejednoznaczna z punktu widzenia końcowych efektów wyprawa do Tbilisi. Prezydent z pomocą doradców podejmuje decyzje w afekcie, nie do końca przemyślane.
Co konkretnie zarzuca pan w tym przypadku spin doktorom PiS? Chodzi o to, że sam nie chciałby pan widzieć Donalda Tuska na takim wiecu w Tibili czy w towarzystwie, w jakim występował prezydent, czy nie chciałby pan słyszeć z ust swojego szefa takiego przemówienia?
Na pewno w interesie Polski jest, by Unia miała jedno stanowisko, bo tylko tak możemy być skuteczni. Dlatego premier doprowadził do spotkania Rady Europejskiej w sprawie Kaukazu, a w czasie wizyty ministra Ławrowa w Polsce mocno wsparł działania UE w konflikcie kaukaskim.
Jednocześnie, jednoznacznie wspierając suwerenność i integralność terytorialną Gruzji. Tak powinna wyglądać polska polityka zagraniczna: przyjaźnie, ale zdecydowanie. Tak też negocjował z Amerykanami sprawę tarczy antyrakietowej.
Po akcji w Tbilisi jest inicjatywa wielkiego balu. To dobry pomysł?
Kompletnie zadziwiający i chybiony. To nie jest XIX wiek, nie mamy monarchii, żeby organizować bale.
>>>Zobacz, kogo na zaprosił na bal prezydent Lech Kaczyński
Ale może nam pokazać prezydenta, jakiego nie znaliśmy.
Nie sądzę. Prezydent Kaczyński nie jest lwem salonowym. Wypychanie go na bal jest sztuczne. Ta rola w ogóle do niego nie pasuje. Z różnymi rzeczami może się nam kojarzyć prezydent, ale z pewnością nie ze smokingiem czy suknią balową. Jeśli musiałbym już szukać zalet prezydenta, to postawiłbym raczej na jego nonkonformizm, umiejętność przełamywania stereotypów.
Ale pomysł z balem to koncepcja na uatrakcyjnienie polityki historycznej prowadzonej przez prezydenta. Wcześniej takim eksperymentem była organizacja parady 15 sierpnia. I udał się. Nawet wasz szef MON chętnie ją kontynuuje.
Ale też nie wsadza się prezydenta na czołg, żeby jechał w hełmofonie. Jest granica, której nie powinno się przekraczać w PR. To granica śmieszności.
Kamiński i Bielan to jedno. Czy z którymś łatwiej się panu porozumieć?
Z Kamińskim mam naturalnie częstszy kontakt. Wydaje się mi się jednak, że Adam nie jest tak zapalczywy, agresywny w stosunku do konkurentów politycznych, jak bywa Michał. Kamiński jest klasycznym zwierzęciem medialnym, ale często działa i reaguje zbyt pochopnie. Zagalopowuje się i rzuca opinie, zdania, które przekraczają granice przyzwoitości.
Panu się to nie zdarza? Porównanie prezydenta do Shreka było na miejscu?
Jest różnica między obrażaniem kogoś na granicy dobrego smaku a żartem. Inna sprawa, że żart czasem wymyka się spod kontroli i przerobiony przez media zaczyna żyć własnym życiem. Nigdy nie porównałbym głowy państwa do Shreka, mówiłem o sytuacji. I nie żałuję tych słów, będę ich bronił.
Nieporównywalnie bardziej uwłaczającą dla prezydenta uważam sytuację, w której jego urzędnicy dzwonią do kancelarii innej głowy państwa, dopraszając się zaproszenia na jakieś wydarzenie. A tak było w przypadku szczytu UE. Premier dla spokoju przemilczał to i ustąpił. Nie róbcie jednak ze mnie antyprezydenckiego jastrzębia.
To ciekawe, że z jednej strony jesteśmy świadkami publicznej wojny na linii Pałac Prezydencki - rząd, po czym za każdym razem po wymianie ciosów dochodzi do spotkania premiera z prezydentem i atmosfera nagle się poprawia, emocje opadają. Jak to jest?
Prezydent jest charakterologicznie trudną postacią. Potrafi być sympatycznym, ujmującym, otwartym człowiekiem. Czasami jednak bywa zupełnie odwrotnie. Premier zaś jest człowiekiem cierpliwym i ma naprawdę bardzo wysokie poczucie odpowiedzialności. To właśnie widać było na przykładzie szczytu UE. Nie mogliśmy sobie pozwolić, by pokazać na forum UE, że coś w Polsce nie gra.
Nie ma wątpliwości, że placówki dyplomatyczne innych krajów czują niestety zgrzyty u nas i robią na swój użytek analizy tej kwestii… Tym bardziej nie możemy im ułatwiać sytuacji, dając oczywiste dowody na istnienie dysharmonii. I w tym celu premier wznosi się ponad partykularny interes. W przypadku szczytu UE i z punktu widzenia konstytucyjnego podziału władzy, i w interesie samego premiera było uderzyć pięścią w stół i powiedzieć prezydentowi: nie pojedziesz.
Gdybyśmy chcieli, tak jak czasem urzędnicy prezydenta, sprowadzić sytuację do absurdu, prezydent nie dostałby samolotu i koniec sprawy. My nigdy jednak nie posuniemy się do tego.
Za tą wojna stoi tylko polityczna rywalizacja pod publikę czy realny spór?
Idzie o realny spór o fundamentalne sprawy np. prezentację naszych interesów na forum UE.
Ostatni casus stanie się regułą? Prezydent będzie teraz jeździł na wszystkie szczyty UE?
Uważam, że za każdym razem decyzja w tej sprawie pozostaje w gestii premiera. Rada UE zajmuje się wewnętrznymi sprawami Unii, w tym oczywiście i Polski, a za to odpowiada rząd. W przypadku polityki zagranicznej konstytucja istotnie wprowadza pana prezydenta, ale jednoznacznie nakazuje głowie państwa współdziałanie z rządem.
Zatem to prezydent powinien zabiegać o współpracę z rządem, a nie odwrotnie. Pałac Prezydencki jednak tego nie przyjmuje do wiadomości. Potrzebna jest zatem jednoznaczna interpretacja przepisów przez instytucje do tego powołane. Być może trzeba będzie się więc odwołać do Trybunału Konstytucyjnego.
Mówi pan o sporach kompetencyjnych a w sprawach zasadniczych dla Polski, jakby zdefiniował pan ten spór?
Pałac Prezydencki jest dziś szańcem zupełnie innej oferty politycznej niż nasza. Naszą ofertę określam jako projekt modernizacyjny. Nasz kierunek to Zachód, również w sferze mentalności. Odrzucamy wschodni model uprawiania polityki z całą jej ornamentyką w działaniach.
Mamy projekt budowania - zapewnia pan. Tylko na ile on jeszcze jest tym wielkim projektem z czasów opozycji? Co zamierzacie po sobie pozostawić?
Ten wielki projekt się dzieje, choć efekty nie przychodzą natychmiast. Niedosyt jest uzasadniony. Zakładaliśmy, że da się to wszystko zrobić szybciej. Ale zastana rzeczywistość zweryfikowała harmonogram. Ale i tak w wielu przypadkach udało nam się mocno przyspieszyć. Przez dwa lata na przykład nasi poprzednicy nie zrobili nic z dyrektywą ochrony środowiska UE, której wdrożenie jest absolutnym warunkiem korzystania ze środków unijnych na budowę dróg. Nie minął rok naszych rządów, a jest już trzecie czytanie niezbędnych ustaw.
Minister Grabarczyk podpisał już dwie umowy na budowę autostrad i ogłasza przetarg na budowę trzeciego ostatniego odcinka autostrady A1, podczas gdy jego poprzednik minister Polaczek nie był mentalnie zdolny do podpisania żadnej i zerwał umowę z GTC na budowę A1, co skutkowało 2-letnim zastojem. Te drogi, ale też stadiony, które właśnie ten rząd dofinansował to przykłady wielkich projektów. Idziemy krok po kroku, konsekwentnie.
To wymaga czasu, ale jestem przekonamy, że już w przyszłym roku ludzie to zobaczą. Złośliwi mogą sobie żartować z programu budowy boisk szkolnych Orlik, ale ja jestem przekonany, że m.in. Orliki pozostaną wielkim pomnikiem tego rządu. Przed nami jeszcze inne projekty modernizacji infrastruktury: obwodnice, drogi lokalne, małe lotniska, etc.
Ze zrozumieniem podchodzi pan do zarzutów, że nie widać konkretnych efektów pracy rządu. A jest coś, co w wizerunku tego gabinetu pana wyjątkowo irytuje, czego nie udaje wam się przezwyciężyć?
Szczególnie irytujące jest ciągłe insynuowanie, że wszystko, co robimy, robimy dla PR. I zarzut, że ten rząd jest niepracowity. Ten ostatni szczególnie mnie boli w odniesieniu do minister zdrowia, bo to właśnie Ewa Kopacz jako pierwsza naprawdę zajęła się reformą służby zdrowia.
>>> Zobacz jaką reformę służby zdrowia planuje Ewa Kopacz
Może sami jesteście sobie winni, że nie potraficie przekonać do tego przekazu? W przypadku ustaw zdrowotnych panował kompletny chaos.
Dużo trudniej jest nam się przebić, przez PiS-owski przekaz propagandowy, że chodzi o jakąś złodziejską prywatyzację. Ich przekaz jest prostszy, a co za tym idzie, atrakcyjniejszy.
Albo, jak mówi Kazimierz Marcinkiewicz, Bielan i Kamiński pozostają po prostu dziś bezkonkurencyjni na polskiej scenie?
Są rzeczywiście bezkonkurencyjni, ale tylko w etykietowaniu. W konkurencji tworzenia i przyklejania etykietek wygrywają z nami. Ale to tzw. Czarny PR.
To wychwalenie zaangażowania minister Kopacz może trochę śmiesznie brzmieć w sytuacji, kiedy właśnie dochodzą sygnały, że chce uciec do europarlamentu.
Z tego co wiem, nie ma takich planów.
Ale chce ?
Któż by nie chciał?
A jakie są plany ministra Nowaka. Będzie pan szefem kampanii prezydenckiej Donalda Tuska?
Nie sądzę, ale jeszcze nie wiem. Na razie nie myślimy w tych kategoriach. Oczywiście gdzieś w tyle głowy myśl o wyborach prezydenckich musi już być. Jednak mamy świadomość, że aby projekt prezydencki w ogóle był możliwy, najpierw potrzebny jest sukces w rządzeniu. Tu jest klucz. Zatem dobre rządzenie jest celem.
Nam się jednak wydaje, że często zatrzymujecie się tam, gdzie zaczyna się wasz interes polityczny. KRUS, rozdmuchane agencje rolne, tu jakoś zapału nie widać, bo koalicjant się opiera.
Ostatnie wydarzenia szczególnie pokazują, że w tych agencjach musi być reforma przeprowadzona.
ARiMR musi być dobrze zarządzana. Zaraz po tym jak sfinalizujemy ustawę reprywatyzacyjną do końca roku, wszystkie grunty, które dziś są zablokowane w ANR, zostaną sprzedane ludziom. I z czasem ta cała struktura będzie się też urealniała. Samo życie będzie wymuszało weryfikowanie działań określonej grupy ludzi, tak jak dziś już są weryfikowane przez prowokacje dziennikarskie. I słusznie.
Ale ci ludzie to też pana rząd, pana ludzie.
Tak i jest mi wstyd. Ja się wstydzę, choć nie mam z tymi praktykami bezpośrednio nic wspólnego. Wiem jednak, że biorę za to część odpowiedzialności.
Jak emocje opadną to premier powinien ostrzej porozmawiać na temat nepotyzmu i innych nagminnych, niegodziwych praktyk w tych instytucjach?
Nie ma co napuszczać nas na PSL, a PSL na PO. Ja myślę, że zarówno premier Pawlak, jak i minister Sawicki czują, że jest to problem. I dobrze sobie z tym radzą. Choć oczywiście nie jest to tylko problem PSL.
Teraz to pan kpi z nas. Co dzień słyszymy kuriozalne wypowiedzi polityków PSL, którzy przekonują, że zatrudnianie rodziny jest w porządku.
Nie napuszczajcie nas na siebie. Naszym zadaniem jest tworzenie bezpiecznej, skutecznej koalicji rządowej. A ona nie może być z natury łatwa, ale jest i tak nieporównanie spokojniejsza niż poprzednia i to jest duża wartość.
A ceną, jaką mamy karnie za to płacić, ma być m.in. przymykanie oka na nepotyzm?
Nie, nie będzie tak. I PSL doskonale o tym wie. Przecież to właśnie dlatego minister Pitera, twarda i bezkompromisowa, reaguje, czasami nawet nazbyt emocjonalnie, ale takie jest jej zadanie. Musi ostrzegać koalicję wszędzie tam, gdzie pojawia się jakiekolwiek zagrożenie korupcyjne. I dlatego jest naszym skarbem. Wspólnym PO i PSL.
Ale sam wicepremier Pawlak mówił, że zatrudnienia rodziny to nic złego.
W tej sprawie najlepiej zwróćcie się do niego samego. Moje zdanie znacie.
Na razie cisza jakoś zapadła w sprawie zapowiadanych przez was dowodów rzekomych zbrodni, jakich miał się dopuścić Zbigniew Ziobro.
My o tym nie mówiliśmy. Przytaczacie język publicystyki.
To była publicystyka oparta na waszej retoryce. To wasi politycy mówili o metodach Stasi.
Ale w konkretnej sytuacji, kiedy wybuchła afera podsłuchowa, zaczęły się doniesienia o tym, że nawet premier Marcinkiewicz był inwigilowany.
Ale atakowaliście najmocniej Ziobrę i jakoś nie widać, byście coś konkretnego znaleźli na niego. Jest jeden wniosek prokuratury, którego zasadność podważają nawet przeciwny byłego ministra sprawiedliwości.
Ja nie wiem, czy jest coś na Ziobrę, czy nie ma. Wiem, że on był i jest politykiem bez skrupułów, gotowym posunąć się do najgorszych rzeczy. Ale nie dzwonię to ministra Ćwiąkalskiego co rano z pytaniem, czy jest już coś na Ziobrę? Ludzie wybrali PO, byśmy odsunęli zgnuśniałą władzę i wpuścili trochę świeżego powietrza. Rozumiem, że media potrzebują krwi, ale ludzie oczekują szacunku i spokoju. A czy były podsłuchy, czy nie, czy Ziobro jest winny w sensie prawnym, czy nie - nie wiem. Tu czekam jak wszyscy na ustalenia i decyzje prokuratury.
A zgadza się pan z wicemarszałkiem Niesiołowskim, który ostatnio uznał, że w interesie Polaków jest całkowite wyeliminowanie PiS?
Ja bym pewnie osobiście nie powiedział o eliminacji, to by zresztą oznaczało całkowite zredefiniowanie sceny politycznej. A to nie jest potrzebne. Uważam jednak, że marszałek Niesiołowski ma w pełni uprawniony pogląd i ma prawo wygłaszać go w debacie politycznej. Przecież nie chodzi tu o eliminację fizyczną, nie składamy też wniosków o delegalizację PiS. To jest teza publicystyczna. Przy takim poziomie agresji, nienawiści, jaki spotyka nas ze strony PiS, to naprawdę czasem się scyzoryk w kieszeni otwiera.
Stefan Niesiołowski wychodzi na łagodnego baranka?
Żebyście wiedzieli. Wystarczy zderzyć sobie jego wypowiedzi z tymi wyjcami pod pomnikiem poległych stoczniowców w rocznicę Sierpnia.
To nie byli jednak politycy PiS.
To byli ludzie, zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego, żołnierze PiS!
Zresztą sam Kaczyński, polityk, który odpowiada za kłopoty polskich stoczni, nagle wykrzykuje nienawistnie hasła pod jedną z nich, w otoczeniu związanych z PiS związkowców, którzy grożą premierowi. To jest fair?
Nie ubierajcie nas w szaty pisożerców i nie mówcie, że słowa o Shreku były niebywałą agresją w sytuacji, kiedy ludzie PiS wyją na Borusewicza, plują na Bartoszewskiego czy Niesiołowskiego.
PiS jest realnie trudną opozycją dla was?
Jest bezrefleksyjną opozycją.
Zatem łatwą?
W pewnym sensie tak. Z drugiej strony jednak z definicji nie możemy na nich liczyć. I to jest kłopot. Musimy szukać specjalnych sposobów, by przeprowadzić niezbędne reformy. Jak mamy działać w sytuacji, kiedy opozycja na czele z prezydentem jest kompletnie betonowa? W czasie debat sejmowych, na głosowaniach posłowie PiS nie są w stanie zapanować nad swoimi emocjami, wykrzykują na nas, rzucają obelgi w kierunku ław rządowych.
Może taka temperatura sporu jest wam na rękę? Sami też nie wyciągacie ręki do współpracy z PiS.
Jak nie?! Przecież poseł Putra jest wicemarszałkiem. Gdybyśmy chcieli im odpłacić pięknym za nadobne, nie byłby nim. PiS formalnie nie musiał dostać kierownictwa żadnej komisji sejmowej. Dostał ich wiele, bo my szanujemy obyczaje parlamentarne. Marszałek Komorowski wbrew swojemu własnemu klubowi dopuszcza często do głosu posłów PiS ze świadomością, że zabierają go, łamiąc regulamin, tylko po to, by jątrzyć.
Nie przypominamy sobie jednak, by którykolwiek z polityków PO zaprosił polityka PiS na rozmowę w sprawie porozumienia w Sejmie w konkretnej sprawie. A takie negocjacje leżą właśnie w obyczajach parlamentarnych.
Pewnie tak. Ale naprawdę z naszej strony nie ma żadnego problemu, by usiąść i porozmawiać. Kłopot w tym, że ilekroć wyciągamy rękę, ona zostaje odrzucona. Każdy człowiek po takich doświadczeniach pięć razy się zastanowi, zanim znów ją wyciągnie.
Na pana rękach śladów pokąsania jeszcze nie widać. Są jakieś pola, na których możecie się porozumieć z PiS?
Liczymy na poparcie obniżenia emerytur ubeckich, choć tu też są już wątpliwości bo PiS oczywiście musiał już złożyć projekt konkurencyjny. Nie wiem więc, czy to w ogóle możliwe. Oni się po prostu zabetonowali.
Ta betonowa opozycja, jak pan mówi, dopomina się jednak obiecanych przekazów rządowych, które, jak twierdziliście, dostaną.
Nie ma już żadnych przekazów.
Jak to? Kto je zlikwidował?
Po prostu nie ma, choć ja akurat ich broniłem, gdyż nie widzę w nich nic złego.
Premier Tusk kumuluje władzę dla władzy - taki przekaz sformułował zaś w „Dzienniku” człowiek, który premiera dobrze zna, Jan Rokita. Jak panu się podobał ten tekst?
To w sposób oczywisty nieuzasadniony pogląd. Premier Tusk jest człowiekiem silnym i zdecydowanym, ale nie jest żadnym hegemonem, nie ma w ogóle tego rodzaju cech charakterologicznych czy atrybutów. To widać gołym okiem.
Z tekstu Jana Rokity wyłania się wiele frustracji, zresztą nieuprawnionej, bo sam odszedł z polityki. I wiem, że stać go na lepszą analizę. Bardzo szanuję i lubię Jana Rokitę. On jednak nie ma aktualnej wiedzy. Dziwię się, że krytykuje, to co robimy, bo nad wieloma z tych projektów, sam z nami pracował. My przecież nie odkryliśmy nagle po wyborach nowego kamienia filozoficznego.
p
* Sławomir Nowak jest sekretarzem stanu w kancelarii premiera i szefem gabinetu politycznego Donalda Tuska