TU-154 - prezydencki samolot - znów postanowił pokazać, na co go stać. Po przymusowym postoju na lotnisku w Ułan Bator maszyna poleciała do Japonii, skąd zabrała prezydenta do Korei Południowej. W drodze do Seulu samolot wpadł w silne turbulencje i miał poważne kłopoty z lądowaniem. Podchodził do niego dwa razy, bo pogoda nie pozwalała na posadzenie go na płycie lotniska.

Reklama

Polska delegacja nie czuła się zbyt pewnie na pokładzie wysłużonego 18-letniego TU. Lech Kaczyński zapytany przez dziennikarzy o samopoczucie i o to, czy nie boi się latać wysłużonym samolotem, odpowiedział, że "wszyscy jedziemy na tym samym wózku" - pisze portal TVN24. Jednak dziennikarz tej stacji nie miał ochoty na żarty: "Widać było zdenerwowanie na pokładzie" - zauważa reporter Leszek Jarosz.

W Korei Lech Kaczyński spotka się z prezydentem Li Miung Bakiem i premierem Hanem Seung Su.

Pech przy lądowaniu to kolejne niepowodzenie podczas azjatyckiej podróży prezydenta. Najpierw zamarzł samolot, który zabrał Lecha Kaczyńskiego do Mongolii. Polska delegacja musiała wynająć drugą maszynę, żeby polecieć do Japonii. Tam okazało się, że cesarz jest chory i nie może przyjąć polskiego prezydenta. Ta audiencja była głównym punktem całej wyprawy. Potem Japonie nawiedziło trzęsienie ziemi.