Jak pisze Czarnecki, Steinbach nic się nie zmieniła - "tak samo nienawistna, tak samo <waleczna>, jak tatuś w mundurze Wehrmachtu, stacjonujący na polskich ziemiach podczas II wojny światowej". Europoseł deklaracje szefowej Związku o tym, że "nikt nie nie będzie wtrącał się w skład personalny rady muzeum <wypędzonych>" skwitował jako "trele-morele".
>>> Merkel u Steinbach: To Niemcy odpowiadają za wojnę
Od Czarneckiego za Steibach obrywa się przede wszystkim jej macierzystej partii, CDU. Tej samej, do której należy kanclerz Angela Merkel. "Koledzy z partii kanclerz Merkel bronią Steinbach, jak lwy, ale też jest co najmniej tolerowana przez inne niemieckie partie, których politycy publicznie wzywają, żeby dać spokój pani Erice. Dziś Steinbach spłaca im dług wdzięczności podkreślając, że nie tylko CDU, ale szerzej: partie polityczne Niemiec podnosiły problem <wypędzonych>" - pisze Czarnecki.
Eurodeputowany zwraca także uwagę na "aspekt międzynarodowy" całej sprawy. "Wstydliwie milczy EPP - Europejska Partia Ludowa, której członkiem jest partia Merkel i Steinbach - jak też PO i PSL z Polski" - przypomina Czarnecki. I wypomina polskim posłom z EPP, że na pierwszej sesji Europarlamentu żaden nie skrytykował wcześniejszych wypowiedzi Eriki Steinbach.
Poza tym, zdaniem polityka PiS, przyzwolenie na karierę Steinbach dała też postawa Donalda Tuska, a ściślej jego milczenie na ten temat. "Lider PO uznał, że Niemcy powinni to <załatwić we własnym zakresie>. Niemcy zrobili to, czego oczekiwał Tusk, tylko może nieco inaczej: wzięli sprawę całkowicie w swoje ręce, z wiadomym skutkiem" - komentuje Czarnecki.