Przed budynkiem Sądu Najwyższego pojawiło się we wtorek około godz. 12 kilkadziesiąt osób. Są to dwie grupy demonstrantów. Pierwsza z nich, to sympatycy popieranego przez PiS Karola Nawrockiego. Mieli oni ze sobą transparenty m.in. "Bodnar rzeźnik praworządności", "Stop łamaniu konstytucji przez ekipę Tuska" czy "Zawsze bądź Polakiem, nigdy zdrajcą i lewakiem". Wśród manifestujących pojawił się poseł PiS Antoni Macierewicz, który starał się zakłócać kontrmanifestację KOD skandując: "Ruda wrona orła nie pokona" oraz " Karol Nawrocki prezydentem Polski".
Druga grupa przed SN to przedstawiciele KOD. Odczytali oni stanowisko Stowarzyszenia Komitetu Obrony Demokracji, w którym napisali, że wybory prezydenckie nie dały wiarygodnego wyniku, co "znalazło jednoznaczne potwierdzenie w sprawozdaniu Państwowej Komisji Wyborczej". "Jednocześnie opinii publicznej ukazał się z całą mocą stworzony przez rządy Prawa i Sprawiedliwości w latach 2015-2023 mechanizm niekonstytucyjnego ukształtowania Sądu Najwyższego, niewładnego rozstrzygnąć powstałe nieprawidłowości wyborcze i stwierdzić ważność wyborów w sposób zgodny z normami konstytucyjnymi" - czytamy w stanowisku.
Spięcie z Bodnarem
Na początku posiedzenia SN doszło do spięcia z Adamem Bodnarem.Czy czuje się pan wadliwie wybranym senatorem, tzw. neo-senatorem? Wówczas pan nie protestował, nie przypominam sobie - zapytała prokuratora generalnego sędzia SN Maria Szczepaniec.
Przypomniała, że Adam Bodnar został wybrany przez izbę, której kompetencje obecnie podważa. Po jej wypowiedzi na sali rozległy się oklaski.
Protesty "nie miały wpływu na wynik wyborów"
Sędzia sprawozdawca odczytała sprawozdanie z postępowania Sądu Najwyższego w sprawie protestów wyborczych. Sąd Najwyższy po zapoznaniu się z każdym złożonym protestem zauważa, że liczba wniesionych protestów nie zwiększa wagi ujętych w nich jednobrzmiących zarzutów, jeżeli zarzuty te są tożsame treściowo i nie dotyczą własnego, konkretnego i rzeczywistego interesu wnoszącego protest - powiedziała. W 21 przypadkach Sąd Najwyższy wyraził opinię, że zarzuty protestu są zasadne w całości lub w części, lecz stwierdzone naruszenia nie miały wpływu na wynik wyborów- przekazała sędzia Szczepaniec.
Sprawozdanie przedstawił także przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej. Sylwester Marciniak podkreślił, że po zbadaniu protestów wyborczych PWK uznała, że skala błędów była mała i nie wpłynęła na wynik wyborów.
53 tys. protestów wyborczych
Zgodnie z polskim prawem, uchwałę o ważności wyborów podejmuje Sąd Najwyższy na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą i po rozpoznaniu przez SN wszystkich protestów przeciwko wyborowi prezydenta. 1 czerwca, w II turze wyborów prezydenckich, wygrał popierany przez PiS Karol Nawrocki, zdobywając 50,89 proc. głosów. Kandydata KO Rafała Trzaskowskiego uzyskał 49,11 proc.
Do SN wpłynęło łącznie ponad 53 tysiące protestów wyborczych. W ubiegłym tygodniu pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska informowała, że "indywidualne protesty" liczą kilkaset sztuk. Większość - jak mówiła - stanowią protesty składane przy wykorzystaniu gotowych wzorów m.in. opracowanych przez posła KO Romana Giertycha.
Kontrowersje wokół Izby SN
Zgodnie z przepisami wprowadzonymi w 2018 r. za czasów rządów PiS, właściwa do rozpatrywania protestów wyborczych i stwierdzania ważności wyborów jest utworzona wówczas Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Tworzą ją osoby powołane po 2017 r. na urząd sędziego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, ukształtowanej w trybie określonym przepisami ustawy o KRS z 2017 r.
Z tego powodu status tej Izby jest kwestionowany przez obecny rząd, który przywołuje tu m.in. orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przed 2018 r. kwestie wyborcze rozpatrywała ówczesna Izba Pracy Ubezpieczeń i Spraw Publicznych.