37-letni Robert Ferguson zeznał, że jadąc z dziećmi samochodem, dostał ataku kaszlu. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, a gdy się ocknął, wjechał do zalewu. Jemu udało się uciec, jego synom w wieku dziesięciu, siedmiu i dwóch lat - już nie. Uwięzieni w aucie - utonęli.
Świadkowie oskarżenia przekonują, że było to umyślne zabójstwo, bo Ferguson nieraz już groził, że zabije dzieci z zemsty na byłej żonie i że "zwróci jej czas świetności". Także policja twierdzi, że mężczyzna z premedytacją wjechał do zalewu.