W oczach ma strach, co chwila nerwowo ogląda się wokół siebie - tak wygląda Wolfgang Priklopil na godzinę przed samobójczą śmiercią, przyłapany w centrum handlowym po południu 23 sierpnia. Wie, że 18-letnia Natascha Kampusch - dziewczyna, którą więził w piwnicy przez 8 lat - jest już wolna. Teraz role się odwróciły. Jemu grozi niebezpieczeństwo - czyli reszta życia za kratkami. Dlatego postanawia się zabić.

Prosto z centrum handlowego rusza do swojego, zaparkowanego nieopodal, samochodu - czerwonego BMW 850. Z przyspieszonym oddechem pyta w informacji, czy może zadzwonić. Telefonuje do swojego byłego kolegi, niejakiego Ernsta Holzapfela. To jego ostatnia rozmowa telefoniczna. "Byłem pijany i uderzyłem w auto. Zabiorą mi prawo jazdy. Przyjedź natychmiast!" - krzyczy błagalnym tonem do słuchawki.

Kumpel przyjeżdża po pedofila. Ten wsiada. I obaj dają dyla spod centrum handlowego. Według słów kolegi, podczas ucieczki gadają zdawkowo o pracy. Stara się on pocieszyć i uspokoić Priklopila. W pewnym momencie bandyta wysiada przy ulicy Drezdeńskiej. Jego towarzysz myśli, że porywacz chce się zgłosić na policję. Ale - jak się okaże za chwilę - ma on inne plany. Idzie prosto na pobliskie tory kolejowe. Dochodzi godzina 21, gdy Wolfgang Priklopil kładzie się na nich. Wkrótce nadjeżdża pociąg... Oprawca Nataschy Kampusch ginie.