O szóstce ofiar mówi lekarz ze szpitala w Ramadi na zachodzie kraju. Policja twierdzi, że było ich pięć, zaś sami Amerykanie - że nie potrafią oszacować liczby cywilów, którzy ucierpieli w porannym nalocie.

Armia USA tłumaczy się, że musiała odpowiedzieć na ataki rebeliantów. Jej siły w Ramadi ostrzeliwano kilkakrotnie i dowódcy postanowili zlikwidować napastników.

Ale do tych wydarzeń doszło w piątek. Amerykańska rzeczniczka wojskowa zarzeka się, że w sobotę lotnictwo już nie atakowało. Skąd więc wzięły się pociski, od których zginęły kobiety i dzieci?