W Bhutanie prawie połowa ludzi nie potrafi czytać ani pisać. Monarcha boi się, że niektórzy z nich mogliby w przyszłości stanowić prawa w tym małym, leżącym między Indiami a Chinami kraju. Dlatego woli dmuchać na zimne, zanim z ustaw będzie się śmiał cały świat.
Wybory do bhutańskiego parlamentu to kolejny etap demokratyzacji kraju. Monarcha opracowuje konstytucję, w której zrzeknie się większości praw. Zachowa jedynie tytuł króla i najwyższego kapłana. Dlatego chce, żeby za zmiany w kraju odpowiadali jedynie wykształceni.
Aż szkoda, że u nas nie ma takiego króla. Ile by nam problemów rozwiązał!