To była masakra. Do autobusu pełnego dzieci wbiegli policjanci. Zaczęli strzelać do kukieł - bandziorów, którzy je porwali. Kule rykoszetami odbijały się od metalowych elementów wozu... i wbijały w ciała przerażonych dzieciaków.

Teoretycznie nic nie powinno się im stać, bo funkcjonariusze byli przekonani, że w broni nie ma prawdziwych nabojów. Kiedy zobaczyli najprawdziwszą krew, dotarło do nich, że - choć to ćwiczenia - amunicję mają ostrą! Ale było już za późno...

Natychmiast wezwano karetki. Niestety, 13-letniego Luisa Enrique Burlhoesa nie udało się uratować. Zmarł. Dziewięcioro jego kolegów trafiło do szpitala. Przeżyli, ale do końca życia nie zapomną tego, co się stało.

Dlaczego w broni funkcjonariuszy były prawdziwe kule, choć wszyscy wiedzieli, że jadą na ćwiczenia? To ma wyjaśnić śledztwo.