"Nie widzę konieczności dalszego uczestniczenia w farsie, z którą mamy do czynienia w ukraińskich sądach. Nie będę szukać w nich prawdy, bo tam jej nie ma. Jeśli chcą, niech sami bawią się w swoją +krzyworządność+, ukazując światu brak moralności i zdradliwość" - poinformowała Tymoszenko za pośrednictwem służb prasowych swej partii Batkiwszczyna (Ojczyzna).
Opozycjonistka oceniła, że przy obecnych władzach kraju nie może ona liczyć na sprawiedliwy wyrok sądowy. Wyraziła przekonanie, że działania ukraińskich władz wobec niej może osądzić tylko Europejski Trybunał Praw Człowieka.
"O jakim uczciwym sądzie można mówić, jeśli na oczach całego świata sędziowie bez żadnego wstydu, otwarcie głoszą nieprawdę, przekręcają fakty, fałszują proces? Gdy z zakończonego już śledztwa znikają materiały dowodowe, a zeznania na twoją korzyść zapisywane są po stronie oskarżeń?" - pyta Tymoszenko.
Była premier przypomniała także o przekazanym mediom przez władze nagraniu z aresztu śledczego, w którym jest więziona. W materiale pokazano, że spędza tam ona czas w niemal luksusowych warunkach. Później okazało się, że Tymoszenko filmowano nie w jej celi, lecz w odremontowanej medycznej części aresztu.
"O jakim dochodzeniu do prawdy może być mowa, gdy przykutą do łóżka chwyta specnaz i wlecze do przychodni, by udowodnić, że jednak może chodzić? Gdy do celi wbiegają ludzie z kamerą i korzystając z twojej bezradności filmują, a potem montują tam (w celi - PAP) telewizor plazmowy i prysznic" - napisała była premier.
W czwartek w Kijowie odbyła się kolejna rozprawa apelacyjna w sprawie wyroku siedmiu lat więzienia dla Tymoszenko i po raz kolejny została ona przełożona na następny dzień, czyli piątek. Opozycyjna polityk, która ze względu na chory kręgosłup od kilu tygodni nie może samodzielnie się poruszać, nie wzięła w niej udziału. Jej obrońcy twierdzą, że Tymoszenko chciała, by przywieziono ją do sądu na noszach, na to jednak nie zgodziły się służby penitencjarne.
Tymoszenko została skazana w październiku za nadużycia, których miała dopuścić się przy zawieraniu umów gazowych z Rosją w 2009 roku. Wyrok ten poważnie zachwiał stosunkami między Ukrainą a UE, która uznała, że władze ukraińskie mają wybiórczy stosunek do prawa.
Sprawa Tymoszenko była jedną z przyczyn zmian w porządku obrad szczytu Ukraina-UE, który odbył się w poniedziałek w Kijowie. Zamiast oczekiwanego parafowania negocjowanej od kilku lat ukraińsko-unijnej umowy stowarzyszeniowej doszło tam jedynie do ogłoszenia końca rozmów w sprawie tego układu.