W wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla telewizji Russia Today rosyjski przywódca odrzucił zachodnią krytykę polityki Rosji wobec krwawego konfliktu w Syrii. Dlaczego tylko Rosja powinna zrewidować swoje stanowisko? Może także nasi partnerzy w procesie negocjacji powinni zmienić stanowisko? - mówił Putin.

Reklama

Rosja jest jednym z najważniejszych sojuszników prezydenta Baszara el-Asada. Razem z Chinami zawetowała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ trzy rezolucje mające na celu wywarcie presji na syryjski reżim i zakończenie rozlewu krwi.

Wydarzenia z ostatnich lat pokazują, że wszystkie inicjatywy naszych partnerów nie skończyły się tak, jak sobie tego życzyli - ocenił prezydent Rosji.

Stany Zjednoczone i ich sojusznicy weszli do Afganistanu. Teraz wszyscy myślą tylko o jednym: jak go opuścić. A co dzieje się w krajach arabskich: w Egipcie, Libii, Tunezji i Jemenie. Panuje tam porządek? A jaka jest sytuacja w Iraku? - mówił szef państwa rosyjskiego.

Reklama

Nie wymieniając żadnego konkretnego kraju, Putin zasugerował, że USA liczą na pomoc radykałów w obaleniu Asada i że tego jeszcze pożałują. Porównał obecną sytuację do udzielania przez USA wsparcia mudżahedinom, którzy walczyli w latach 80. z wojskami sowieckimi w Afganistanie.

Dzisiaj ktoś wykorzystuje bojowników Al-Kaidy lub ludzi o równie ekstremalnych poglądach z innych organizacji do osiągnięcia własnych celów w Syrii" - powiedział Putin. To bardzo niebezpieczna i krótkowzroczna polityka - ocenił. Według prezydenta władze USA mogłyby otworzyć bramy Guantanamo i wysłać wszystkich więźniów do Syrii, aby tam walczyli. To dokładnie to samo - mówił.

Putin określił prezydenta Obamę jako uczciwego człowieka, który naprawdę chce zmienić wiele spraw na lepsze, ale jego działania są hamowane przez lobby wojskowe i Departament Stanu USA. Putin wyraził nadzieję na zakończenie sporu z Waszyngtonem w sprawie obrony przeciwrakietowej, jeśli Obama zostanie wybrany na drugą kadencję w Białym Domu.

Reklama

Według Putina krytykowanie Rosji przez republikańskiego rywala Obamy Mitta Romneya jest błędną retoryką wyborczą. Rosyjski prezydent zasugerował, że jeśli Romney wygrałby listopadowe wybory w USA, różnica zdań w sprawie tarczy antyrakietowej mogłaby się pogłębić.

Pytany o ewentualną współpracę z Romneyem, podkreślił, że Moskwa będzie pracowała z tym, kogo amerykańscy obywatele wybiorą na prezydenta.

Komentując sytuację wewnętrzną, Putin bronił zatwierdzonych przez siebie ustaw, które według jego krytyków są częścią kampanii mającej na celu stłumienie działalności opozycji po największych od lat protestach. Podkreślał, że takie kroki są konieczne do utrzymania porządku w kraju i poprawy stanu demokracji.

Odpowiadając na pytania dotyczące skazania członkiń punkrockowego zespołu Pussy Riot na dwa lata łagru, Putin powiedział, że państwo ma obowiązek chronić uczucia osób wierzących. Zaprzeczył, jakoby miał wpływ na przebieg procesu, co zarzucają mu adwokaci skazanych kobiet.

Putin utrzymywał również, że nie śledził sprawy członkiń grupy. Wykazał się jednak sporą wiedzą na temat ich przeszłości. Nadieżdzie Tołokonnikowej wypomniał, że w 2008 roku wzięła udział w zorganizowanym przez grupę artystyczną "Wojna" happeningu, polegającym na uprawianiu zbiorowego seksu w muzeum biologicznym w Moskwie. Tołokonnikowa była wówczas w dziewiątym miesiąc ciąży.

To jest, jak się mówi, ich sprawa. Ludzie mogą robić, co chcą, jeśli nie narusza to prawa. Ale w miejscu publicznym - wydaje mi się, że już wtedy należało na to zwrócić uwagę władz. Potem pojawiło się to jeszcze w internecie - mówił Putin. I pozwolił sobie na dość pikantną uwagę na temat samej idei seksu grupowego. Niektórzy z wielbicieli twierdzą, że grupy seks jest lepszy niż indywidualny. Dlatego że podobnie jak w każdej pracy grupowej, jest czas, by odsapnąć - ironizował rosyjski prezydent.

Pięć performerek z Pussy Riot wykonało 21 lutego w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela, najważniejszej świątyni prawosławnej Rosji, utwór "Bogurodzico, przegoń Putina". W ich zamyśle akcja była protestem przeciwko powrotowi Putina na Kreml i poparciu, jakiego w kampanii wyborczej udzielił mu zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi prawosławnej Cyryl.