Reprezentujący firmę InTec Andrzej Dąbrowski, który przebywa w Jacksonville na Florydzie, powiedział Polskiemu Radiu, że Polacy wykonywali na "El Faro" prace czysto mechaniczne. Była to wymiana zardzewiałych rur, relingi, ścieki, fundamenty. Nie robiliśmy nic, co jest związane z turbinami, bo nie mamy specjalistów od turbin - wyjaśnił Andrzej Dąbrowski podkreślając, że pracownicy InTec byli najwyższej klasy specjalistami i wykonywali dobrą robotę.
Dąbrowski poinformował, że Polacy nie zajmowali się kablami elektrycznymi, jak podaje właściciel kontenerowca firma TOTE Maritime. Przedstawiciele TOTE również zapewniają, że choć Polacy pracowali w maszynowni, to wykonywali prace niezwiązane z napędem "El Faro", którego awaria mogła przyczynić się do zatonięcia statku.
Andrzej Dąbrowski powiedział, że jest pod wrażeniem życzliwości, jaka jego samego oraz żony zaginionych Polaków spotkała w Jacksonville ze strony rodzin amerykańskich marynarzy oraz właściciela statku firmy TOTE. Podziękował też za opiekę i wsparcie polskiej ambasadzie w Waszyngtonie. W rozmowie z Polskim Radiem Dąbrowski ujawnił, że w katastrofie "El Faro" zginął jego siostrzeniec.
Ja mu tę pracę załatwiłem, pomogłem mu i po części czuję się odpowiedzialny za to, co się stało. Ale wiem jedno - to był bardzo ambitny i dobry chłopak, był niesamowity. Nazywał się Piotr Krause. Miał 27 lat - powiedział Andrzej Dąbrowski. Wyraził też podziw dla zaangażowania amerykańskiej Straży Przybrzeżnej w akcję poszukiwawczą.