Malta, jedyny kraj południa Europy, któremu udało się uniknąć kryzysu gospodarczego, przyciąga też migrantów z innych krajów UE, głównie Brytyjczyków. W maju bezrobocie wyniosło tu 4,1 proc. Atutami tego państwa-wyspy, który do Unii wszedł wraz z Polską, są wysoka jakość życia, gwarancja zatrudnienia, ale też śródziemnomorski klimat.
Według spisu powszechnego w 2011 r. na wyspie, dawnej brytyjskiej kolonii, gdzie angielski jest jednym z języków urzędowych, mieszkało m.in. 6,6 tys. Brytyjczyków i ok. tysiąca Włochów. Lokalni dziennikarze przekonują, że w ostatnim czasie te liczby znacznie wzrosły. Cudzoziemcy przyjeżdżają, by pracować np. w branży usług hazardowych w sieci. Innymi kluczowymi gałęziami gospodarki, która w 2016 r. odnotowała 5-procentowy wzrost, są usługi finansowe, turystyka, przemysł żeglugowy. Trwa boom budowlany.
Ale wyspa ma też drugą twarz. La Valletta, najdalej na południe wysunięta stolica kraju UE, jest oddalona o 180 mil morskich od wybrzeży Libii i znajduje się na szlaku migracyjnym wiodącym przez centralną część Morza Śródziemnego.
Pewnego dnia uchodźcy przestali przypływać
Pierwsze łodzie przypłynęły tu w 2002 r. Wtedy, w ciągu roku, na wyspę dotarło 1,6 tys. osób, głównie z Somalii i Erytrei, co dla kraju mającego 415 tys. mieszkańców było znacznym obciążeniem. Ten trend utrzymywał się do 2013 r. To tak jakby do Polski, proporcjonalnie, w ciągu roku przybywało ok. 144 tys. uchodźców.
- Malta przeżywała ponad 10 lat temu to, co Europa przeżywała dwa lata temu - mówi Maltanka Theresa Zahra. - Kraj nie był przygotowany na taką falę. Brakowało infrastruktury. Ludzie, którzy tu przypływali, nie mieli gdzie spać. Było lato, więc lokalne władze naprędce przekształcały puste szkoły w schroniska dla tych ludzi - opowiada.
Szczytowy pod względem liczby osób, które przybyły na wyspę drogą morską, okazał się 2008 r. Do maleńkiego kraju dotarło wtedy prawie 2,8 tys. ludzi. - Sytuacja była tak trudna, że nie mogliśmy wyremontować ośrodków recepcyjnych, bo cały czas były pełne ludzi - mówi przedstawiciel MSW w La Valletcie Joseph St John.
Od 2013 r. uchodźcy i osoby o nieuregulowanym pobycie nie docierają już tutaj drogą morską. - 10 lat temu codziennie do brzegów dobijała łódź z 30, 50, 60 osobami. Nagle, w 2013 r., z dnia na dzień to ustało - relacjonuje dziennikarz gazety "Times of Malta" Herman Grech.
Tajny układ z Rzymem?
Na Malcie spekuluje się, że tę radykalną zmianę wywołało porozumienie z włoskim rządem, w ramach którego osoby uratowane na Morzu Śródziemnym są przekazywane prosto do Włoch. Zgodnie z prawem morskim ONZ powinny trafić do najbliższego bezpiecznego portu w stosunku do miejsca, w którym ich odnaleziono. Jednak nawet maltańskie NGO ratujące uchodźców przekazują ich do Włoch.
- Nie możemy zrozumieć, dlaczego Włosi są dla nas tacy mili – ironizuje Grech.
Szczegóły rzekomego "dealu" nie są znane, ale domysłów nie brakuje. - Nie wiemy, co kryje się za umową. Możliwe, że chodzi o prawa do poszukiwań ropy naftowej" w strefie przybrzeżnej kwestionowanej przez Rzym - mówi Grech.
Rząd w La Valletcie zaprzecza, jakoby porozumiał się z Rzymem w sprawie uchodźców lub "przehandlował" ich w zamian za prawa do poszukiwań ropy. Wprawdzie we wrześniu 2015 r. ówczesny szef maltańskiego MSW Carmelo Abela przyznał, że istnieje "nieformalna współpraca" z Rzymem, w ramach której wszyscy ludzie uratowani w środkowej części Morza Śródziemnego trafiają do Włoch, jednak już kilka godzin później wycofał się z tych słów.
Socjaldemokratyczny premier Joseph Muscat, który doszedł do władzy w marcu 2013 r., tłumaczył brak łodzi z ludźmi chcącymi uzyskać azyl swoimi dobrymi stosunkami z ówczesnym szefem włoskiego rządu Matteo Renzim. - Jednak po wyborach we Włoszech i wyłonieniu nowego rządu sytuacja się nie zmieniła - zauważa dziennikarz.
Obawia się on, że jeśli Włochy postanowią wstrzymać tę współpracę, np. w następstwie zmiany rządu po wyborach w 2018 r., wówczas „Malta będzie miała wielki problem”.
Uchodźca przypływa jachtem
Powtórka sytuacji sprzed 2013 r. może jednak nastąpić dużo szybciej. Ostatnio Włochy, które po zamknięciu przeprawy z Turcji do Grecji są pod największą presją migracyjną w UE, zagroziły, że zablokują swoje porty dla statków zagranicznych organizacji pozarządowych. Chodzi o jednostki NGO, które ratują łodzie z Afryki i nie pływają pod włoską banderą. Wówczas więcej uchodźców mogłoby znów drogą morską trafiać na Maltę.
Rzecznik Europejskiego Urzędu Wsparcia w dziedzinie Azylu (EASO) z siedzibą w La Valletcie, Jean-Pierre Schembri, utrzymuje, że do spadku liczby łodzi przyczyniła się nie tajna umowa, lecz skuteczniejsze działania włoskiej straży przybrzeżnej i akcje Fronteksu na Morzu Śródziemnym. W październiku 2013 r., po tragedii, w której zginęło prawie 400 migrantów płynących na włoską Lampedusę, ruszyła włoska operacja Mare Nostrum, która trwała rok. Po niej Frontex uruchomił trwającą do dziś operację Tryton.
- Poza tym przemytnicy nigdy nie chcieli dotrzeć na Maltę, woleli dopłynąć na kontynent, do Włoch, a tutaj trafiali przez przypadek - zauważa rzecznik EASO.
Mimo że w ciągu ostatnich kilku lat prawie żadne łodzie nie przybijają do brzegów Malty, to liczba osób składających tu wnioski o azyl nie zmieniła się i oscyluje wokół 1,7-1,8 tys. rocznie. Większość otrzymuje tę ochronę - mówi Joseph St John.
Libijczycy, zwłaszcza ci zamożni, czasami przypływają na Maltę prywatnymi jachtami lub na pokładach statków wycieczkowych. Przyjeżdżają na wakacje lub na studia i gdy wygasa okres obowiązywania ich wiz, występują o azyl – mówi rzecznik EASO.
W żadnym innym kraju Libijczycy nie stanowią tak dużego odsetka składających wnioski o azyl, przy czym na Malcie większość go otrzymuje - wskazuje. Powodem są historyczne związki między wysepką a jej południowym sąsiadem.
Według MSW obecnie na wyspie przebywa ponad 5 tys. osób, którym przyznano azyl, inne formy ochrony i tych, których nie można było odesłać do kraju pochodzenia, np. z powodu braku dokumentów lub braku współpracy ze strony władz ich państw. Mieszkają w dwóch otwartych ośrodkach lub prywatnych mieszkaniach.
Integracja z problemami
Jak opowiadają członkowie organizacji pozarządowej Spark15, niektóre społeczności, np. sudańska, wspierają się, podczas gdy inne są podzielone. Istnieją np. dwie społeczności libijskie i dwie syryjskie, każda popiera inną stronę konfliktu w ojczyźnie. Zamieszkują różne części wyspy.
- Uchodźcy nie są tu mile widziani - mówi 23-letni Erytrejczyk Mohammed Hassan ze Spark15. Skarży się na biurokrację, brak możliwości podjęcia lepiej płatnej pracy i kłopoty z dostaniem się na studia.
- Maltańczycy boją się tego, co nowe. Cała wyspa jest jak mała społeczność. Dla nich jesteśmy obcymi. Jednak muszą stawić czoło temu, że zostaniemy tu i będziemy się integrować - dodaje.
Wtóruje mu dziennikarz „Times of Malta”, który zwraca uwagę na zmianę podejścia Maltańczyków do problemu uchodźców na przestrzeni ostatnich lat. - Najpierw była empatia, potem obojętność, teraz rasizm – mówi Herman Grech.
Theresa Zahra zauważa, że kwestia migracji nieco zmniejszyła poziom zaufania do UE, który zawsze był tu bardzo wysoki. W badaniu Eurobarometru z 2015 r. 65 proc. ankietowanych Maltańczyków wśród głównych problemów UE na pierwszym miejscu wymieniło imigrację.
Joseph St John z MSW przypomina, że Malta była jednym z pierwszych krajów, które promowały koncepcję solidarności przez relokację. - Zaskarbiliśmy sobie tym przyjaciół, ale też przysporzyliśmy sobie wrogów - mówi.
- Ale jak można oczekiwać, że jeden kraj UE, zwłaszcza taki mały jak Malta, poradzi sobie z taką falą? Jak ma zachowywać standardy, skoro ośrodki recepcyjne są cały czas pełne? - zastanawia się.
Przyznaje, że oprócz relokacji potrzebne są też inne działania, np. lepsza kontrola granic. Najważniejsze są jednak wysiłki na rzecz poprawy sytuacji, zarówno w sferze bezpieczeństwa jak i gospodarczej, krajów, z których pochodzą uchodźcy. Konieczne jest też rozwiązanie, które w pewnym stopniu dotyczyłoby Libii. - Z tymi działaniami nie można czekać, aż w Libii będzie spokojnie - dodaje.
- Teraz wszyscy zobaczyli skalę i humanitarne konsekwencje migracji. Porozumienie turecko-unijne (z marca 2016 r. ws. odsyłania uchodźców – PAP) pokazuje, że są próby znalezienia rozwiązania i powstrzymania napływu. Problem polega na tym, że tych rezultatów nie da się uzyskać z dnia na dzień - dodaje.
- Musimy się przygotować, że przez co najmniej 20 lat będziemy mieć do czynienia z tą kwestią - mówi dziennikarz „Malta Independent” Kevin Schembri Orland.
Z La Valletty Julia Potocka