W niedzielę w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. Ich wynik przesądzi o politycznej przyszłości kontynentu. Czy wygra CDU Angeli Merkel, czy któreś z ugrupowań przeciwnych UE? Jak będą wyglądały dalsze relacje Warszawy z Berlinem? Czy zdominuje je kwestia wojennych reparacji?
Plan jest prosty. Angela Merkel nie zdobywa mandatu poselskiego w swoim okręgu wyborczym i wtedy nie ma moralnego prawa, by zostać kanclerzem Niemiec. Ralf Borschke chętnie wtajemnicza mnie w strategię obalenia rządów najpotężniejszej kobiety na świecie. Rozmawiamy w jego biurze na starówce w Stralsundzie, pięć minut spacerem od poselskiego biura Merkel. Na stole Borschke ma rozłożone publikacje o prześladowaniu chrześcijan, genderowym szaleństwie w szkołach i o tym, że Alternatywa dla Niemiec (AfD) "walczy o kraj i o dzieci". Ale czy człowiek, który jeszcze nie tak dawno sprzedawał frytki w zoo i budował karuzele w wesołych miasteczkach, naprawdę może doprowadzić do politycznego przełomu w Niemczech?
– Rok temu zdobyliśmy w wyborach regionalnych w Meklemburgii-Pomorzu Przednim prawie 21 proc. głosów i wyprzedziliśmy CDU. Ja sam w niektórych miejscach miałem 40 proc. poparcia. Teraz też mamy dobre widoki na sukces – chwali się Ralf Borschke, od roku deputowany AfD do regionalnego parlamentu. Co prawda nie startuje w wyborach do Bundestagu, ale jest mocno w nie zaangażowany i jak dotąd ma powody do radości.
Od paru tygodni poprawiają się sondaże jego partii i według ogólnoniemieckich prognoz może ona liczyć na 12 proc. głosów w niedzielnych wyborach. Byłby to wielki sukces ugrupowania, które powstało w 2013 r. i niemal od razu mogło przestać istnieć. Początkowo głównym hasłem AfD była likwidacja euro. Partię założył ekonomista z Hamburga, który miał już dosyć kolejnych pakietów pomocowych dla Greków i chciał powrotu do Deutsche Mark. Nie wystarczyło to jednak, by przekroczyć 5-procentowy próg wyborczy i znaleźć się w Bundestagu. AfD zabrakło wtedy niewiele ponad 130 tys. głosów. Wyborcza porażka doprowadziła do licznych walk wewnętrznych. Partię uratował kryzys migracyjny. AfD zmieniła profil i stała się głównym przeciwnikiem polityki przyjmowania uchodźców przez rząd Merkel. Założyciel i wspierająca go "frakcja ekonomiczna" musieli odejść, a Alternatywę przejęli politycy głoszący narodowe i antyemigracyjne hasła. Dzięki temu AfD weszła już do 13 z 16 parlamentów regionalnych (landtagów) i w niedzielę ma szansę się stać trzecią siłą polityczną w Niemczech.
Według niektórych to Angela Merkel jest matką Alternatywy dla Niemiec. W ostatnich dwóch latach do kraju trafiło ponad 1,3 mln uchodźców i imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, co w wielu miejscach nadal wywołuje napięcia społeczne. Zapewne byłyby one jeszcze większe, gdyby nie dobra koniunktura w niemieckiej gospodarce, dzięki czemu bezrobotnych jest w tym kraju rekordowo mało. W przeciwnym razie protesty przeciwko obcym byłyby jeszcze silniejsze.