W artykule z prognozami na przyszły rok szef działu europejskiego "Guardiana" Jon Henley napisał, że oba kraje, których integracja po rozszerzeniu UE w 2004 roku "była uważana za kluczową dla rozwoju Wspólnoty po zimnej wojnie", ryzykują stanie się "pierwszymi państwami zbójeckimi" UE (ang. rogue states).

Reklama

To jak Europa (UE - PAP) poradzi sobie z państwami członkowskimi, które celowo lekceważą liberalne normy i wartości, jakie chce utożsamiać - społeczną tolerancję, szacunek dla wolności słowa, niezależność sądownictwa - może zdominować 2018 rok znacznie bardziej niż wyjście Wielkiej Brytanii - uważa Henley.

Publicysta przypomniał, że w obliczu kontrowersji wokół reformy sądownictwa Bruksela uruchomiła wobec Warszawy procedurę dotyczącą naruszenia zasady praworządności z artykułu 7 traktatów UE, co może doprowadzić nawet do pozbawienia Polski prawa głosu. Henley zaznaczył jednocześnie, że instytucje UE pozwały również Węgry do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w związku "z atakiem premiera Viktora Orbana na polityczne wolności", a oba kraje spotkały się także z krytyką za odmowę przyjęcia uchodźców.

Dysponując dynamicznie rozwijającymi się gospodarkami oraz mierząc się ze słabą, podzieloną opozycją, partie rządzące w obu krajach nie wydają się brać pod uwagę możliwości ustąpienia w tym sporze - ocenił.

Zdaniem Henleya "formalne ostrzeżenie wobec Polski, które pozbawiłoby ją prawa głosu, wydaje się mało prawdopodobne, bo wymaga jednomyślności wśród wszystkich państw członkowskich" UE, a Węgry już powiedziały, że tego nie poprą.

Reklama

Jednocześnie jednak wezwania do tego, aby unijne środki, których Polska i Węgry są największymi beneficjentami, były uzależnione od utrzymania praworządności, będą tylko przybierały na sile. Niemcy, Francja, Holandia i państwa nordyckie wspierają to rozwiązanie - twierdzi Henley.

Jak jednak zaznaczył publicysta, "wypracowanie tego, jak poradzić sobie z kłopotliwymi państwami członkowskimi w Europie Środkowej, nie jest oczywiście jedynym zmartwieniem UE w nadchodzącym roku", wskazując na "potencjalnie trudne" wybory w Szwecji i Włoszech oraz pat w rozmowach o powstaniu rządu w Niemczech.

Henley spodziewa się również, że kraje UE będą liczyły na to, że nowy rząd w Berlinie "udźwignie ciężar" przywództwa w Europie, choć po upadku trójstronnych rozmów koalicyjnych i przy niechęci SPD do odnowienia partnerstwa z CDU Angeli Merkel "jeszcze trzeba będzie na to poczekać".

Gospodarczo kontynent radzi sobie dużo lepiej niż w poprzednich latach, ale namacalny postęp jest wciąż poza zasięgiem. Jednocześnie (Europa) musi mierzyć się z bezprecedensowym wyzwaniem rzuconym przez autorytarne władze na Wschodzie, a we Włoszech chwiejąca się gospodarka, słabe banki i skomplikowana polityka mogą jeszcze doprowadzić do implozji. Kryzys migracyjny również może ponownie wybuchnąć, a populiści tylko czekają na ten moment. Europa jeszcze nie wyszła na prostą - konkluduje Henley na łamach "Guardiana".