Agresywnie zachowujący się demonstranci zaatakowali policjantów, w wyniku czego dwóch policjantów odniosło obrażenia. Jeden z nich został ranny w głowę, drugi w udo – poinformowała policja w komunikacie na swojej stronie internetowej.
Protest rozpoczął się w czwartek po południu w dwóch miejscach stolicy Węgier: na pl. Kossutha przed parlamentem i na pobliskim placu Wolności. Demonstracja miała przez długi czas pokojowy przebieg. Protestujący przeszli ulicami miasta, m.in. na drugą stronę Dunaju, do Pesztu, ale wieczorem wrócili na pl. Kossutha.
Tam doszło późnym wieczorem do przepychanek z policją. W kierunku policjantów rzucano m.in. petardy i butelki, na co funkcjonariusze odpowiadali gazem łzawiącym. Wybito szybę w co najmniej jednym oknie w parlamencie.
Do konfrontacji z policją doszło też przy Ministerstwie Zasobów Ludzkich, gdzie później przeszli protestujący. Według komunikatu policji z godz. 1 w nocy protestujący uszkodzili cztery samochody policyjne i przewracali kosze na śmieci. Wcześniej przez pewien czas blokowali most Małgorzaty.
Szef opozycyjnej partii Momentum, Andras Fekete-Gyoer, jeden z organizatorów protestu, przyznał, że był jedną z osób, które rzuciły świecę dymną w kierunku policjantów. Ocenił, że w ludziach jest wielka złość, można więc użyć dostępnych środków. Za taki sam czyn zatrzymano wiceszefową partii, Annę Donath.
Według niezależnego portalu Index.hu za ataki na policjantów zatrzymano też kilka innych osób.
Szef opozycyjnej partii Jobbik Tamas Sneider powiedział portalowi hvg.hu, że partia uruchomi swoje struktury na prowincji i w piątek na pl. Kossutha zostanie przywiezionych kilka tysięcy osób.
Był to drugi z rzędu dzień protestów w Budapeszcie. Szef kancelarii premiera Gergely Gulyas poinformował, że w środę 34 osoby zostały zatrzymane, policja powiadomiła zaś, że pięciu funkcjonariuszy odniosło obrażenia.
W środę węgierski parlament mimo sprzeciwu posłów opozycji przyjął nowelizację kodeksu pracy, zwiększającą górny limit nadliczbowych godzin pracy. W myśl nowych przepisów limit ten zwiększy się z 250 do 400 godzin rocznie, przy czym ich rozliczanie w formie dodatkowego wynagrodzenia bądź dni wolnych będzie następować w ciągu trzech lat, a nie tak jak obecnie w ciągu jednego roku.
Nowelizacja została określona przez przeciwników mianem "ustawy niewolniczej". Wyrażane są m.in. obawy, że choć branie większej liczy nadgodzin ma być dobrowolne, to pracodawcy będą zmuszać do tego pracowników pod groźbą zwolnienia.
Premier Viktor Orban powiedział po głosowaniu, że nowelizacja będzie korzystna dla pracowników. Wskazywał, że pozwoli ona chętnym więcej pracować i więcej zarabiać. Odnośnie obaw o ewentualne przymuszanie pracowników do nadgodzin zauważył, że na Węgrzech brakuje siły roboczej i pracownik ma do wyboru różne oferty pracy.