We wtorek wieczorem ogłoszono kandydatury szczytu UE na cztery najważniejsze stanowiska unijne. Przewodniczącą Komisji Europejskiej ma zostać obecna minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen, szefem Rady Europejskiej - belgijski premier, liberał Charles Michel, a wysokim przedstawicielem UE do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa - hiszpański socjalista Josep Borrell.
Wszyscy oni są macrono-kompatybilni - ocenił komentator polityczny telewizji BFM Bruno Jeudi.
Szefową Europejskiego Banku Centralnego (EBC) ma zostać dotychczasowa dyrektor Międzynarodowego Funduszu Walutowego, b. francuska minister finansów Christine Lagarde.
We Francji wcześniej stanowisko to nie było na ogół wymieniane pośród najwyższych funkcji unijnych. Od wyboru Francuzki określa się je jako drugie po przewodnictwie Komisji.
Europa nie jest wzmocniona, ale jej ulżyło – powiedział po ogłoszeniu kandydatur wysłannik BFMTV.
Po ogłoszeniu czterech nazwisk prezydent Macron zorganizował w Brukseli konferencję prasową, na której wyraził satysfakcję z nominacji, stanowiących - jak stwierdził - "głęboką odnowę i odbicie nowej równowagi politycznej". Według niego wybór ten "jest owocem głębokiego porozumienia francusko-niemieckiego i zdolności współpracy ze wszystkimi rodzinami politycznymi".
Niektórzy komentatorzy przypominają, że dzień wcześniej prezydent Francji ubolewał, że "nasza wiarygodność jest podważona przez te zbyt długie spotkania, które do niczego nie prowadzą, pokazujemy wizerunek Europy, który nie jest poważny". Obserwatorzy uznali, że "prezydent jest mistrzem marketingu politycznego" i że "niezależnie od tego, co się zdarza, przedstawia się jako zwycięzca".
Jednak większość komentatorów i ekspertów tylko rozwija idee swego prezydenta, nazywając "rewolucją" "zajęcie dwóch najważniejszych stanowisk UE przez kobiety" i tak samo jak Macron, podkreślając, że wszyscy wyznaczeni przez szczyt to "francuskojęzyczni frankofile".
W debacie telewizyjnej działaczka centroprawicowej partii Republikanie (LR) Valerie Debord, zachwycającym się nad feminizacją Unii komentatorom odpowiedziała, że przyszła przewodnicząca KE i nowa szefowa EBC to "oczywiście kobiety, ale przede wszystkim osoby bardzo kompetentne".
Prezydent Francji powiedział, że przy nominacjach "chodziło o to, by nie dzielić Europy ani politycznie, ani geograficznie". I choć wśród nominowanych nie ma ani jednego przedstawiciela Europy Środkowej i Wschodniej, francuscy eksperci i komentatorzy powtarzają, że "uszanowana została równowaga geograficzna". Jedynie specjalista od polityki zagranicznej w BFMTV Ulysse Gosset nazwał ten fakt "zwycięstwem Francji i Niemiec nad Europą Środkową".
Niektórzy komentatorzy podają, że kandydaturę Ursuli von der Leyen wysunął Macron, ale prezydent nie potwierdził tego na konferencji prasowej. Dosyć zgodnie natomiast we Francji się uważa, że Christine Lagarde była kandydatką kanclerz Niemiec Angeli Merkel.
Na czele Komisji stanie jedna z najbliższych współpracowniczek kanclerz Niemiec - czytamy w środowym "Liberation". Autorka artykułu o nominacjach zauważa, że "Merkel udało się w końcu umieścić rodaczkę i do tego bliską sobie osobę" na najważniejszym stanowisku w UE.
Dziennikarka "Liberation" określa przyszłą przewodniczącą KE jako "doskonałego taktyka", gdyż jako minister obrony, potrafiła "być znaną w Europie, pozostając na uboczu zamieszania spowodowanego podejściem do migracji czy też kwestią poszanowania państwa prawa, co pozwoliło jej uniknąć wrogości ze strony przywódców V4".
Komentatorzy zwracają uwagę, że zarówno przyszła przewodnicząca KE, jak i szefowa EBC to osobistości prawicowe, ale umiarkowane i wyczulone na problemy socjalne. Zauważają też, że nie uchroniło ich to przed protestami i krytykami Zielonych oraz socjalistów.
"Le Figaro" przyznaje, że kolejny raz, po to by uzyskać zgodę innych Europejczyków, konieczne było porozumienie francusko-niemieckie. Dziennik ostrzega jednak, że "nie zniknęły spięcia między Paryżem i Berlinem i w tym odruchu ratowania życia (UE) nie należy widzieć nowego wzlotu francusko-niemieckiego na rzecz Europy".