Orędzie do narodu kremlowskiego kandydata na prezydenta transmitowały rosyjskie stacje telewizyjne i radiowe. A jest on na razie tylko - powtórzmy - kandydatem. Miedwiediew oświadczył w przemówieniu, że nie widzi lepszej osoby do sprawowania funkcji premiera niż Władimir Putin.
Chwilę później obecny prezydent Rosji odwdzięczył się Miedwiediewowi. "W przyszłorocznych wyborach prezydenckich zwycięży człowiek, dla którego demokratyczny rozwój Rosji będzie priorytetem" - przekonywał.
Putin może mówić z taką pewnością, bo nie ma możliwości, by wygrał inny kandydat. Rosjanie wierzą Putinowi i zagłosują tak, jak im każe. Zresztą on sam nawet tego nie ukrywa. "Naród popiera kurs, zmierzający do zapewnienia ciągłości władzy" - oświadczył Putin.
Niby wszyscy obserwatorzy się tego spodziewali, ale zaskakuje kompletna ostentacyjność tych gestów. Putin nawet nie próbuje udawać, że stosuje się do demokratycznych reguł.
Nie dość, że wybrał na swojego następcę polityka podporządkowanego sobie w stu procentach, to jeszcze najprawdopodobniej będzie premierem rosyjskiego rządu. Wszystkie sznurki pozostaną więc w ręku tego byłego oficera KGB.