Kuzniecow zadziałał w ułamku sekundy. Rzucił się na zboczeńca. Bił go z całych sił. "Nie chciałem go zabić. Chciałem go zatrzymać. Ale ślepa zemsta po prostu pochłonęła wszystko, mój gniew, furię. Nie wiem, co się stało. Nie mogłem się opanować" - zeznał potem Kuzniecow. Gołymi pięściami po prostu zatłukł na śmierć zboczeńca.
"Kiedy się uspokoiłem, milicja już była przy mnie, a ja miałem na rękach kajdanki" - opowiadał były zawodowy bokser.
Nad jego adoptowanym synkiem pastwił się dwudziestoletni student uniwersystetu w St. Petersburgu. Młody mężczyzna nigdy przedtem nie był notowany na milicji. Nie utrzymywał też żadnych kontaktów towarzyskich. Synek Kuzniecowa był prawdopodobnie przypadkową ofiarą zboczeńca. Chłopca przewieziono do szpitala. Do dziś jest tak roztrzęsiony po napaści, że lekarze zabronili milicji go przesłuchiwać.
Dla wszystkich Rosjan Aleksander Kuzniecow z St. Petersburga to prawdziwy bohater. Podziwiają go, bo wyrwał swoje dziecko z łap ohydnego zboczeńca, a na dodatek wymierzył pedofilowi sprawiedliwość. Nawet prokurator i sąd są po stronie dzielnego ojca. Dlatego za kilka dni najpewniej zostanie uniewinniony i wróci wolny do domu - pisze "Fakt".