"Nicolas Sarkozy i Carla Bruni wzięli ślub w sobotę rano w Pałacu Elizejskim" - powiedział wczoraj mer VIII dzielnicy Paryża Francois Lebel, który przewodniczył ceremonii. Pierwsze medialne przecieki o ślubie pojawiły się już w sobotę, ale dopiero w niedzielę oficjalnie postawiono kropkę nad "i".

Reklama

53-letni Sarkozy, dwukrotny rozwodnik, udowadnia, że jest prezydentem, jakiego Francja jeszcze nie miała. Najpierw po serii medialnych skandali rozstał się ze swoją drugą żoną Cecilią po 11 latach małżeństwa. Zaledwie miesiąc później Francja zobaczyła jego nową wybrankę, 40-letnią modelkę i piosenkarkę niestroniącą od mocno roznegliżowanych zdjęć Carlę Bruni. Choć zasłynęła wyznaniem, że "monogamia jest nie dla niej", w sobotę została jednak nową pierwszą damą.

Jeszcze żaden prezydent wcześniej nie zafundował rodakom takiego medialnego widowiska. Sarko i Bruni od tygodni nie schodzą z czołówek gazet: zdjęcia pary z podparyskiego Disneylandu i romantyczne kadry zakochanych na tle egipskich piramid oglądał cały świat.

"Sarkozy prowadzi niekończącą się kampanię wyborczą. Chce pokazać, że nie jest sztywnym oficjelem, ale człowiekiem z krwi i kości" - mówią jego sympatycy. Inni nie szczędzą mu krytyki. "Czas skończyć ten cyrk. Jak przez ten romans i jego nową żonę będzie nas postrzegał świat?" - pytają.

Już wkrótce Sarkozy będzie się musiał jednak otrząsnąć się z miłosnych uniesień i wrócić do ciężkiej pracy, jeśli marzy mu się pozostanie w Pałacu Elizejskim. Według najnowszego sondażu ośrodka TNS-Sofres dla "Figaro Magazine", cieszy się już tylko 41 proc. poparciem. To najniższy wynik, odkąd w maju ubiegłego roku został prezydentem.