Podczas piątkowej konferencji resortu, Kirby stwierdził, że USA "praktycznie w czasie rzeczywistym" monitorują zagrożenie i podejmują "odpowiednie działania", by je zminimalizować. Kirby ocenił, że z afgańskich więzień wyszły w ostatnich tygodniach "tysiące" członków Państwa Islamskiego (IS).

Reklama

Dodał, że w odpowiedzi na czwartkowy atak na kabulskim lotnisku wojskowi dowódcy na miejscu podjęli działania, by we współpracy z talibami rozszerzyć kordon bezpieczeństwa wokół lotniska i zamknąć część dróg. Przyznał jednocześnie, że zamach świadczy o tym, że "nasze przygotowania były niewystarczające". - Jasne jest, że coś poszło nie tak - dodał rzecznik.

Gen. William "Hank" Taylor oznajmił, że USA posiadają obecnie w Kabulu wystarczające zdolności, by - w razie pojawienia się okazji - przeprowadzić atak odwetowy wobec przywódców Państwa Islamskiego, odpowiedzialnych za czwartkowy zamach. Zaznaczył przy tym, że takie możliwości będą także po wyjściu wojsk z Afganistanu.

Jeden wybuch

Poinformował też, że według zebranej dotąd wiedzy, w Kabulu doszło tylko do jednego wybuchu, którego sprawcą był zamachowiec samobójca. Inni zamachowcy - ich liczba nie jest obecnie znana - otworzyli ogień w kierunku tłumu i żołnierzy.

Mimo stałego zagrożenia terroryzmem i czwartkowego ataku, akcja ewakuacyjna nadal jest w toku. W czwartek z lotniska ewakuowano kolejne 12,5 tys. osób w 89 lotach.

Gen. Taylor zapowiedział, że ewakuacja ludzi będzie miała priorytet nad sprzętem, część z którego zostanie zniszczona lub pozostawiona na miejscu. Dodał też, że cywile będą ewakuowani aż do ostatniego momentu.