Matka Richarda Kuklinskiego była Irlandką, a ojciec Polakiem. Rodzice non stop pili i katowali swoje dzieci. Według amerykańskich mediów, brat Richarda został przez rodziców zrzucony ze schodów, a potem pobity na śmierć, a on sam padł wielokrotnie ofiarą ciężkiego bicia - według jego biografii, matka parę razy połamała na nim miotłę. Nic dziwnego, że jego umysł został wypełniony nienawiścią. Jako dziecko zabijał okoliczne zwierzęta - psy i koty. Gdy został nastolatkiem, to - jak chwalił się w więzieniu - pierwszy raz zabił człowieka - chłopaka, który go prześladował.

Reklama

Gdy wyleciał z 8 klasy podstawówki, wziął się za mordowanie bezdomnych i żebraków. Sam twierdził, że zabijał każdego, kto krzywo na niego spojrzał. Zwłaszcza takich, którzy przypominali mu ojca. Tak preparował zwłoki i miejsca zbrodni, że policja myślała, że jego ofiary się wzajemnie pozabijały.

Życie osobiste

Równie brutalny był w życiu osobistym. Gdy poznał swoją drugą żonę, Barbarę Pedrici, ta nie chciała się z nim związać, bo miał już przecież dwóch synów. Wtedy wbił jej nóż w plecy i zagroził, że ją zamorduje, jeśli się z nim nie zwiąże. Swoją nową rodzinę tak zastraszył, że żona wystąpiła o rozwód dopiero, gdy Kuklinski spędził kilka lat w więzieniu. Swej córce, gdy ta zbyt późno wróciła do domu, zabił psa i zagroził, że jeśli jeszcze raz zrobi coś takiego, to zabije ją i matkę.

Sąsiedzi jednak o nic go nie podejrzewali - dla nich był spokojnym kościelnym, przyjaznym mężczyzną, organizującym grille, pokazy filmowe i zabierającym dzieciaki na wycieczkę do Disneylandu i innych parków rozrywki. Mimo swoich olbrzymich rozmiarów - miał ponad 180 cm wzrostu i ważył 130kg - wydawał się wszystkim wspaniałym znajomym.

On sam był jednak brutalnym zabójcą mafii - gdy miał 18 lat, zabił po raz pierwszy, by się "wykazać". Nie okazał przy tym żadnych skrupułów, został więc ulubionym mordercą rodziny Genovese. Potem pracował też dla rodzin Gambino i DeCavalcante. Z żadną nie związał się jednak na stałe. Za morderstwo pobierał kilkaset tysięcy dolarów. Ciała ofiar pozbawiał palców czy zębów, by uniemożliwić identyfikację, potem zamrażał, by utrudnić odgadnięcie daty śmierci i porzucał w kopalnianych szybach, rzekach itp. Jak sam przyznał w więzieniu - zabijał granatami, piłą mechaniczną, bronią palną, szpikulcami do lodu, jednak najbardziej uwielbiał używać rozpylacza z cyjankiem. Mówił, że zabił około 200 osób - część dla mafii, a część "z powodów osobistych".

Reklama

Wyrok

Wpadł w 1986. Oskarżono go o morderstwa, nielegalne posiadanie broni i rabunki. Udowodniono mu dwa zabójstwa, za które dostał w 1988 podwójne dożywocie - potem dorzucono mu jeszcze 30 lat, gdy przyznał się do trzeciego morderstwa.

Za kratkami stał się gwiazdą, wielokrotnie udzielał wywiadów mediom, ekspertom kryminalistyki czy psychiatrom. Zmarł w 2006, w wieku 71 lat. Gdy umierał, twierdził, że został otruty przez swoich wrogów.